7 moich wspomnień z podróży

Alaska

Często znajomi pytają mnie o jakieś ciekawe przygody z podróży, jakieś fajne momenty, coś co pamiętam z każdego wyjazdu. Piszę obecnie małego ebooka na temat taniego podróżowania i na jego potrzeby zacząłem przeglądać zdjęcia z wyjazdów.  No i jak zwykle popadłem w lekki sentymentalizm bo każde zdjęcie to jakaś historia, jakieś ciekawe wydarzenie i moment. Trochę sobie powspominałem a przy okazji postanowiłem zapisać jakieś ciekawe/ fajne/złe/ niebezpieczne czyli po prostu wywołujące jakieś emocje, momenty z moich wyjazdów. Oto kilka wspomnień z podróży i historie, które kiedyś mi się przydarzyły. Całość napisana jest językiem “nieliterackim”, ponieważ naciskając przyciski na klawiaturze czułem się tak, jakbym to opowiadał znajomym, więc proszę o wyrozumiałość.

1. Chettosy na pokładzie samolotu

Zapewne większość z Was wie, że na Alasce dróg za dużo nie ma i dlatego bardzo popularne są samoloty. Latają wszyscy, są nawet taksówki powietrzne. Latałem więc i ja. Problem jest jednak, gdy wylot z Anchorage do Tomiak(miejsca w którym miałem pracować)  ma się wcześnie rano. Tak tez się złożyło, że z Denali Parku wróciliśmy około 1 w nocy i po całodziennej jeździe w samochodzie pozwoliliśmy sobie na trochę większe piwo (bo w USA wszystko jest duże), położyliśmy się późno spać i …zaspaliśmy. Fakt, na lot zdążyliśmy, ale na pokład wszedłem zaspany, zmęczony, głodny, spragniony itp.

Leecimy już sobie, ja nadal w letargu a tu idzie Stjułardessa i rozdaje coś. Doszła do mnie, pyta czy chce, ja oczywiście, że tak, w końcu jestem taki strasznie głodny. Rozerwałem szybko torebeczkę, patrzę dwa orzeszki. Dobre i to. Renata siedząca obok mówi: -Jak cheetosy (chrupki takie), więc ja pah jednego do buzi i żuje, żuje : ). Renata, Błażej i Eskimos (ludzie siedzący najbliżej mnie) patrzą na mnie z otwartą buzią a ja żuje nadal.

-Czemu oni się tak patrzą- myślę sobie – Może jestem brudny? No ale co tam, głodny jestem…

-Jakieś takie kurwa bez smaku- w końcu mówię z pełną powagą do nich. A oni w tym momencie w śmiech. Ja patrzę a Błażej tego cheetosa w ucho sobie wsadził. Myślę, debil- co on robi? Patrzę na papierek a tam piszę, że to …zatyczki do uszów : D

2. Spanie w pracy na Alasce

Jeszcze jedna historia z Alaski. Pracowaliśmy na totalnym odludziu, w promieniu 90 km nie było nic z wyjątkiem jednej wioski, w której Eskimosi nawet po angielsku nie mówili. Praca była dość „ciekawa i rozwojowa” bo polegała na klasyfikacji ryb, wrzucaniu ich do koszyków, a te dawaliśmy na wózki a te do chłodni. No i tak sobie dymałem dzień w dzień po jakieś 16 godzin na dobę. Rekordem było 19 godzin pracy. Oczywiście efekt tego był taki, że ciągle chodziłem zaspany i zmęczony. I wiecie co się stało? Raz usnąłem na stanowisku pracy : ) Akurat pracowałem na klasyfikacji ryb, która wygląda tak, że stoi przy taśmie 6 osób i po wyglądzie ryb, ranach itp. decyduje się która to klasa. Spałem sobie przez jakąś godzinę na stojąco, wykonując przy tym ruch, tak jakbym pracował. Zauważyli to tylko osoby, które pracowały obok mnie, ale nic się nie wydało. Zdjęcie poniżej to moje życie codzienne na Alasce. Doki : )

Alaska

3. Impreza w Amsterdamie

Kiedyś z grupą znajomych wybraliśmy się do Amsterdamu. Mieliśmy tam spotkanie ludzi z całej Europy z naszej organizacji i zdecydowaliśmy pojechać autostopem. Z Krakowa wyjechaliśmy o godzinie 7 rano, a o północy byliśmy już w Amsterdamie. Zebrani w kupę zastanawialiśmy się co z sobą zrobić na całą noc, bo nie chcieliśmy brać hotelu na kilka godzin. Wymyśliliśmy więc, że pójdziemy do jakiegoś baru, zamówimy po piwie i dosiedzimy do rana. Idziemy sobie więc z wielkimi plecakami po ulicach miasta, szukamy jakiegoś pubu czy coś ale pustki- nic nie ma. W końcu zauważam jakiegoś murzyna, który stoi sobie przy ścianie. Podchodzę do niego pytam o jakiś bar- nie wie. I nagle podchodzi do nas gruby dziadek, koło 50-tki i pyta czego potrzebujemy to on nam chętnie pomoże . No i zaprowadził nas do jakiegoś baru, gdzie odbywało się akurat karaoke w języku tajskim. Pierwsza kolejka piwa, druga kolejka piwa. Jack- bo tak się przedstawił pyta czy chcemy 3 piwo. Mówię: słuchaj Jack, może teraz my Ci postawimy? Nie, nie! My jesteśmy jego gośćmi i on nam stawia : ) Potem poszliśmy do drugiego baru, tam kolejna kolejka i tak oto skończyliśmy o 4 rano. Jack zapraszał nas do siebie do domu na resztę nocy. Z Zaproszenia ostatecznie nie skorzystaliśmy, ale historia ma swój dalszy ciąg bo Jack  dał mi swoją wizytówkę. Potem ja musiałem wrócić do Polski dzień wcześniej a znajomi zostali trochę dłużej. Będąc pod Berlinem zadzwonili do mnie, abym dał namiary na Jacka- tego starszego gościa z baru. Jak się okazało poszli do niego spać. Okazał się operatorem kamery i pracuje dla Greenpeace i innych organizacji oraz firm rejestrując filmy przyrodnicze. Dał im klucz zapasowy, powiedział, że mogą brać jedzenie z lodówki i zostać ile chcą. Po prostu Kosmos : )

4. Przygoda z murzynem w Miami

Wiem, wiem tytuł śmieszny, ale okoliczności śmieszne nie były. Gdy opowiadam tą historię znajomym to zawsze pojawiają się różne żarty, ale co tam opowiem Wam i tu! Rzecz się działa w Miami. Po dwutygodniowej włóczędze po wschodnim wybrzeżu USA wracałem do Bostonu. Problem jednak był taki, że lot miałem o 4 w nocy, a hotel już mi się skończył. Postanowiłem więc, że wieczór i noc spędzę sobie chodząc po jakiś klubach i plaży. Było już jakoś po północy, gdy poszedłem na plażę. Siedząc sobie na piasku patrzyłem w ocean, zachwycałem się chwilą itp. W pewnym momencie dosiadł się do mnie jakiś koleś. Ok.- standard, w USA to normalne, że ludzie nie znający się rozmawiają ze sobą na ulicy. Rozpoczęliśmy sobie gadkę, co kto robi, czym się zajmuje. W pewnym momencie zauważyłem, że ręka murzyna jakoś dziwnie lata. Pierwsza myśl- jakaś choroba? Ale patrzę a on tą rękę trzyma sobie w spodniach i porusza rytmicznie. Mike spostrzegł, że ja to zauważyłem i niczego sobie pyta mnie czy mi to przeszkadza, bo on jest strasznie napalony : D Nawet nie wiecie jak człowiek się może szybko poderwać, pożegnać i odejść z plaży : ) Dużo to mnie nauczyło i teraz jestem ostrożniejszy.

5. W domu Al Capone

Zanim doszło do konfrontacji z murzynem, kilka dni wcześniej spacerując po plaży poznałem trójkę ludzi. Trochę pogadaliśmy o fotografii, o Miami i Polsce po czym zaproponowali mi żebym wpadł do nich do domu na piwo. Dodatkowo dodali, że mieszkają w domu, który należał kiedyś do Al. Capone- słynnego mafiozo. Było już po 22 i trochę się bałem ale co tam- raz się żyje. Wsiadłem z nimi w samochód i pojechałem do domu Al Capone. Po dojechaniu do posesji trochę się przeraziłem- całość otoczona wysokim murem. –Gdyby mnie tu zamordowali to nie ma szans na odnalezienie- pomyślałem. Po wejściu do domu zająłem przezornie miejsce najbliżej drzwi, dostałem piwko i dalej sobie prowadziliśmy ciekawą rozmowę. Potem oprowadzono mnie po całej posesji, pokazano najgłębszy basen w USA i całą posiadłość. Przed północą zostałem odwieziony pod drzwi hostelu.  To chyba była najbardziej nierozsądna rzecz jaką w życiu zrobiłem i po akcji z murzynem chyba się więcej na coś takiego nie odważę. Wszystko dobrze się skończyło, ale moja wiara w dobro ludzkie kiedyś mnie zabije.

Wspomnień z podróży

6. Tort u rodziny hinduskiej

Rzecz się działa w Indiach, gdy wracaliśmy sobie autobusem z Deshnoku ze świątyni szczurów do Bikaneru, w którym pomieszkiwaliśmy. Standardem w Indiach jest, że biały wzbudza ogólną sensację i gdy jedzie dwóch Białasów w całym autobusie to wszyscy się patrzą. Tuż obok nas siedziała dość liczna rodzina hinduska. Była ich siódemka- od starszej babci, po kilku wnuczków. Cały czas się na nas patrzyli, uśmiechali a my zmęczeni podróżą nie bardzo chcieliśmy pierwsi rozpocząć gadkę. W końcu jedna z kobiet pękła i odezwała się, że jej córka (15 lat) chciałaby z nami porozmawiać i dowiedzieć się jak wygląda nasz kraj. No i zaczęła się konwersacja. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce jedyny chłopak z rodziny zapytał nas czy nie odwiedzilibyśmy ich w domu? Krótkie przemyślenie sprawy z Artixem- ok., jedziemy. Zabraliśmy się więc wesoło do jednej rikszy w 9 osób i po jakiś 20 minutach jazdy wysiedliśmy na totalnym wypizdowie. Rodzina niesamowicie sympatyczna. Pytali nas o Polskę, my pytaliśmy o Indie. Bardzo dużo dowiedziałem się o życiu w tym kraju. Po wypiciu czaju zostaliśmy zaproszeni do domu teściów. Co ciekawe, tam już siedzieliśmy w 5 z samymi mężczyznami, a kobiety przebywały w pokoju obok przysłuchując się rozmowie. Poczęstowano nas tortem i sokiem a później pokazano jeszcze chałupniczą wytwórnie hinduskich lalek na osiedlu. Wszystko miło się skończyło i bezpiecznie wróciliśmy rikszą do hostelu : )

7. Leon z Kanarów

Leon to niesamowita osoba, którą poznałem na Wyspach Kanaryjskich. W Las Palmas byłem w okresie karnawału, więc miasto było jedną wielką imprezą. I my postanowiliśmy poimprezować, tylko zamiast iść na wielki plac gdzie byli wszyscy zdecydowaliśmy się poszukać jakiegoś lokalnego baru. Takowy znaleźliśmy. Mimo nieznajomości hiszpańskiego (jedynie Flo z Włoch miała jakieś podstawy) złapaliśmy szybko kontakt z dwiema barmankami. Zaprzyjaźniliśmy się, weszliśmy sobie za bar i zaczęliśmy sobie sami polewać alkohol. Po sympatycznie spędzonym czasie i pożegnaniu z barmankami zdecydowaliśmy się iść na plaże. Totalnie szczęśliwi szliśmy sobie więc drogą, czasem podśpiewując : ) Los chciał, że przypadkowo poznałem dwóch ciekawych gości- jednego z Hiszpanii, drugiego z Iranu. Z wszystkich ludzi spotkanych podczas podróży to właśnie Leon zrobił na mnie największe wrażenie. Niesamowicie inteligentny, znający angielski perfekcyjnie (w Hiszpanii angielski zna mało osób) prowadzi sobie życie hipisa, pracując w budce z kebabem. Od tamtej pory, do końca wyjazdu widywaliśmy się praktycznie codziennie, przesiadując na plaży i gadając o religii, sensie życia czy filozofii : ) Poniżej na pierwszej focie właśnie to oni, a obok bar i jedna z barmanek. Fajnie było : )

 

Ok., wystarczy. 7 prostych wspomnień, które zapamiętam do końca życia. Są i te śmieszne i te trochę niebezpieczne ale całość utkwiła mi w głowie. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, jak dużo ciekawych chwil w życiu już miałem. Trzeba więc kreować następne, by potem było co wspominać na starość : )

https://zyciejestpiekne.eu/wp-content/uploads/michalmaj-03.jpg

Dzięki za przeczytanie wpisu. Będę wdzięczny, jeżeli udostępnisz do innym w social media lub napiszesz poniżej w komentarzach, co o tym myślisz. Twoje zaagnażowanie naprawdę dużo dla mnie znaczy.

Michał Maj podpis

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW