7 rzeczy, które pokochałem w Meksyku (i dodatkowe 4, których nienawidzę)

Spędziłem w Meksyku już miesiąc. Czas więc napisać o rzeczach, które w nim pokochałem, ale także o tych, które mnie drażnią i nie do końca mi się podobają.

Jestem zauroczony tym państwem. Przed przyjazdem miałem sporo obaw i nie byłem do niego do końca przekonany. Przyszedł nawet taki moment, że rozważałem zakup biletów lotniczych do Azji – to był mój ulubiony kierunek podróży, więc wiedziałem, czego mniej więcej mogę się po nim spodziewać. Obawiałem się natomiast, że Meksyk nie podoła i przez 3 miesiące będę zawiedziony…

Okazało się oczywiście, że byłem w wielkim błędzie, a moje lęki wynikały po prostu ze strachu przed nowym i nieznanym. Jak dotąd jestem po prostu zachwycony tym miejscem : )

Co mi się podoba?

  1. Kolory

Nigdzie na świecie nie widziałem tylu barw! Meksyk to najbardziej kolorowy kraj, w jakim byłem. Bez względu na to, czy jesteśmy w nadmorskim Jukatanie, czy w górskim Chiapas – wszędzie są kolory. Budynki zazwyczaj pomalowane są farbami o żywych odcieniach, miejscowi noszą kolorowe ubrania, a na talerzu dostajesz prawdziwy miks barw. Mówi się, że Indie to kraj dla fotografów (i zgadzam się z tym), ale Meksyk także jest rewelacyjny pod tym względem. Zobaczcie, nawet targ z drobiem może być kolorowy : )

Targ w MeksykuTarg w Meksyku

  1. Urocze miasteczka

W zasadzie to kontynuacja punktu pierwszego, bo te wszystkie kolory sprawiają, że miasteczka wyglądają przepięknie. Zwłaszcza te mniejsze, które nie są zatłoczone i pełne samochodów. Niskie, różnokolorowe i klimatyczne kamieniczki, do tego życie uliczne, które toczy się od rana do zmierzchu. Coś inspirującego! Wiele zdjęć meksykańskich miasteczek, możecie zobaczyć na moim Instagramie.

  1. Uliczna przedsiębiorczość

Uwielbiam to, że w takich krajach jak Meksyk drobna przedsiębiorczość jeszcze się opłaca. Opłaca się pucybutowi czyścić buty na głównej arterii miasta. Opłaca się starszemu panu w kapeluszu sprzedawać lody. Opłaca się młodemu chłopakowi zaczepiać ludzi siedzących w ogródkach kawiarnianych i proponować pokaz magicznych sztuczek. W naszym zachodnim świecie nie spotyka się już takich obrazów zbyt często.

Zaletą takiego stanu rzeczy jest np. to, że nigdy nie będziesz głodny. Gdy zamarzy Ci się owoc, to wiesz, że za chwilę za rogiem będzie stał ktoś sprzedający pocięte w kostkę arbuzy albo sok wyciskany ze świeżych pomarańczy. Ta zasada zadziała tak samo, gdy najdzie Cię ochota na: lody, kolbę kukurydzy, mięsko z grilla, chipsy, smażone banany, kanapkę i setki innych produktów. Kocham drobną przedsiębiorczość i kocham korzystać z tego typu usług, dając ludziom zarobić.

Pyszne owoce w Meksyku

  1. Główne place w miastach

To moje luźne spostrzeżenie, ale w tym zestawieniu nie mogłem go pominąć. Pochodzę z Ostrowca Świętokrzyskiego. Lubię swoje miasto, ale nasz rynek pozostawia wiele do życzenia. Kiedyś, kilkanaście lat temu zabetonowali go, a obok powstały oddziały banków. Od tamtego czasu na rynku bardzo mało się dzieje i główny plac miasta wygląda na wymarły. Wiem, że w wielu miejscach w Polsce sytuacja wygląda podobnie

Tu działa to inaczej. Rynki w miasteczkach meksykańskich to tak naprawdę zielone skwery / małe parki z ławkami. Aż chce się przysiąść na moment i odpocząć. Wieczorami toczy się tam ciekawe i barwne życie: ktoś gra na gitarze, ktoś przebrany za klauna rozdaje dzieciom balony, ktoś sprzedaje lody…

Być może takie życie uliczne wynika z kultury i mentalności, ale myślę, że to, jak zaprojektowane są miasta, również ma ogromne znaczenie.

  1. Jedzenie

Kuchnia to temat rzeka. Jedzenie w Meksyku jest pyszne i różnorodne. Występuje w formie przekąsek, ciekawych śniadań czy tradycyjnych obiadów typu „kotlet”. W dodatku jest względnie tanie, więc można próbować wszystkich smaków do woli.

Różnorodność dotyczy nie tylko kuchni meksykańskiej. Z łatwością znajdziemy też dania włoskie czy azjatyckie. Wiadomo, podróżujemy po to, żeby jeść głównie lokalne żarcie – i podczas tej podróży w 95% tak właśnie jem – ale dobrze mieć wybór. Moje pozostałe 5% to carbonara, którą uwielbiam i czasem po prostu nie mogę się przed nią powstrzymać.

  1. Coca-cola w szklanej butelce

Muszę się Wam do czegoś przyznać. Jestem uzależniony od coca-coli w szklanej butelce. Rarytas, który w świecie zachodnim już praktycznie nie występuje. Zaraz ktoś powie, że przecież w restauracji mogę zamówić sobie colę w szkle – tyle że ma ona śmiesznie małą pojemność i zanim przyniosą mi danie główne, moja cola jest już w brzuchu.

Tutaj dostaję za grosze pół litra zmrożonego napoju. Właściciel garkuchni otwiera butelkę otwieraczem, słychać to wspaniałe psssst!, a potem biorę orzeźwiający łyk i patrzę w słońce… Ja wiem, że cola jest niezdrowa, ale co mam poradzić na to, że tak mi smakuje? Podkreślam – dotyczy to tylko szklanej butelki.

No a tak swoją drogą, to komu ta szklana butelka w Polsce przeszkadzała i dlaczego tak trudno ją dostać? Pakują nam napoje w te plastiki, bo niby wygodnie. Ale gdzie ten smak…?

Coca Cola w szklanej butelce

  1. Czystość

Po przyjeździe do Meksyku zdziwiła mnie względna czystość. Piszę „względna”, bo są oczywiście drobne wyjątki, ale porównując losowe miasto z Meksyku z losowym miastem w Azji, zwycięzcą czystości z pewnością będzie to pierwsze. Oczywiście nie możemy tego tak po prostu porównywać, bo to zupełnie inne części świata, ale mam poczucie, że tutaj jest czyściej.

I ludzie też mniej nagabują. I nie ma tutaj wszechobecnego: my friend, my friend!. I jak powiesz, że nie jesteś zainteresowany, to się po prostu uśmiechną, a nie lecą za Tobą 200 metrów, krzycząc: good price, good price!.

Meksyk - urocze miasteczka, które trzeba zobaczyć

A co mi się nie podoba?

Drobnostki, na które patrzę z przymrużeniem oka. Potraktujcie je po prostu jako ciekawostkę, bo w żaden sposób nie psują mi one pobytu i raczej się z nich śmieję : )

  1. Progi zwalniające

Meksykanie lubują się w progach zwalniających na drogach. Pal licho, gdyby to był jeden próg w istotnym miejscu, np. koło szkoły. Ale tutaj na niektórych drogach progi zwalniające są co pół kilometra! Czasem wioska ma 2 domy na krzyż, 200 metrów długości, a na drodze 4 progi zwalniające. Zasłyszałem teorię, że niektóre z nich budują sobie sami mieszkańcy, bo np. obok mają sklep. Do tego progi te nie są gładkie i delikatne – to prawdziwe, wypukłe potwory.

Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale wyobraźcie sobie, że jedziecie małym busikiem, który rozpędza się do 100 km/h, a za chwilę zwalnia, po czym robi „jebut!” w górę. I tak 50 razy na 100-kilometrowej trasie.

  1. Kontrole w autobusach

Bierzesz nocny przejazd autobusem, licząc na to, że pośpisz w drodze i rano obudzisz się kilkaset kilometrów dalej? Prawie wszystko się zgadza, bo autobusy są wygodne i szybkie, ale… zatrzymują się kilkukrotnie na różnego rodzaju kontrole.

Jadąc z San Cristobal de las Casas, nasz autobus zatrzymywany był 4 razy. Za każdym razem do środka wchodził policjant z latareczką i czegoś/kogoś (?) szukał. Wiem, wiem – to dla mojego bezpieczeństwa…

  1. Papier toaletowy w koszu na śmieci

Bardzo krótko, bo temat dla mnie obrzydliwy. W meksykańskich toaletach papier toaletowy (ten zużyty) wyrzuca się do kosza na śmieci, nie do sedesu. Kosz zazwyczaj jest otwarty, więc widzisz ten papier wykorzystany przez innych… No po prostu nie mogę.

  1. Sygnalizacje świetlne dla pieszych

Jestem tu miesiąc, a nadal nie umiem przechodzić na pasach i nie wiem, kiedy mam światło czerwone, a kiedy zielone. Nie jest to w żaden sposób unormowane. Tzn. na niektórych skrzyżowaniach jest sygnalizacja dla pieszych: światło czerwone/zielone, na innych jest biały ludek oznaczający, że można iść, a na jeszcze innych (na zdecydowanej większości) świateł dla pieszych nie ma w ogóle i należy się sugerować sygnalizacją dla aut.

Zawsze przy przejściu czuję się niepewnie i nie wiem, co robić. Postanowiłem więc zmienić taktykę i nie skupiać się już na oznaczeniach – po prostu patrzę, czy coś jedzie, czy nie, i na tej podstawie decyduję o swoim ruchu. Aż dziwie się, że jeszcze nie widziałem żadnego wypadku.

To był dobry wybór

Słowem zakończenia: Meksyk to genialny pomysł. Przyjazd do tego kraju był świetną decyzją i naprawdę dobrze się tutaj czuję. Najbardziej cieszy mnie to, że w tej części świata spędzę jeszcze 2 miesiące… To dużo czasu, więc na pewno po drodze pojawi się wiele innych punktów zachwytu i kilka pozycji podnoszących ciśnienie. Coś cieszy, a coś denerwuje – i to się nazywa piękno podróżowania : )

https://zyciejestpiekne.eu/wp-content/uploads/michalmaj-03.jpg

Dzięki za przeczytanie wpisu. Będę wdzięczny, jeżeli udostępnisz do innym w social media lub napiszesz poniżej w komentarzach, co o tym myślisz. Twoje zaagnażowanie naprawdę dużo dla mnie znaczy.

Michał Maj podpis

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW