Pierwsze chwile w Gwatemali. Moje wrażenia i przemyślenia

Semana Santa w Gwatemali

Siedząc sobie ostatnio wieczorową porą przy komputerze i popijając kompot z czereśni, zdałem sobie sprawę, że jeszcze nic nie napisałem o Gwatemali. A przecież przywiozłem tyle wyjątkowych materiałów, którymi muszę się podzielić!

 

Jak wszedłem do Gwatemali bez kontroli paszportowej

Zacznijmy od początku. Do Gwatemali wjechaliśmy z Meksyku, przez przejście graniczne w Ciudad Cuauthemoc, niedaleko San Cristobal. Dziwne to przejście graniczne.

Podjechaliśmy autobusem, założyliśmy plecaki i podeszliśmy do pierwszego szlabanu. Czekając w kolejce do odprawy paszportowej, zgłodnieliśmy, więc postanowiłem upolować coś dobrego do jedzenia. Tak się w tym swoim polowaniu zapędziłem, że poszedłem aż do Gwatemali. Widziałem szlaban, ale stwierdziłem, że w razie jakichś dymów, będę udawał głupiego. Nikt mnie jednak za rękę nie złapał, bo przejście graniczne to jeden wielki targ. Na jednym ze straganów, u sympatycznego pana, zakupiłem ziemniaczki z grilla na wynos, po czym wróciłem do Meksyku.

Odfajkowaliśmy się na przejściu granicznym, wbiliśmy pieczątkę i wjechaliśmy do Gwatemali – ja po raz drugi. Na dobrą sprawę mogłem całkowicie olać kontrolę paszportową i iść przed siebie. Nikt niczego nie sprawdzał, a wbicie pieczątki powinno było w moim interesie. Takiego systemu jeszcze nigdzie nie spotkałem.

Riksza w Gwatemali

Porada pana Maja

Na granicy lubią kantować i naciągać białasków na dodatkowe opłaty. Jeżeli wyjeżdżacie z Meksyku do Gwatemali, należy uiścić opłatę w wysokości 500 pesos, AAALEEE… jeżeli przyleciało się samolotem, to tej opłaty nie powinno się płacić. Trzeba iść w zaparte i pokazywać bilet lotniczy lub pieczątkę w paszporcie, że do kraju dostaliśmy się drogą powietrzną.

Co ciekawe, gdy wracamy do Meksyku, również powinniśmy uiścić opłatę, AAAAALEEE… nie dotyczy nas ona, gdy wjeżdżamy do Meksyku i jesteśmy krócej niż 7 dni.

W ten oto sposób zaoszczędziliśmy dość sporo. Ale co wycebuliliśmy na dwóch przejściach granicznych, zostało nam zabrane na granicy z Belize, gdzie opłata wizowa dotyczy wszystkich, nawet jeżeli w kraju jesteśmy tylko 1 dzień : )

Gwatemala – nasze odczucia

Wjazd do Gwatemali zadziałał na nas jak mocna kawa. Meksyk trochę rozleniwił, bo po 2 miesiącach pobytu dużo rzeczy mieliśmy już rozkminione. Niewiele nas dziwiło, dlatego zmiana kraju przyniosła nowe bodźce.

A tych w Gwatemali nie brakuje: dziki ruch uliczny, kolorowe autobusy, nowa waluta i nowy przelicznik. Pojawiło się więc sporo nowych wyzwań, które sprawiły, że pierwsze dni w Gwatemali były dla nas cudowne. Co zapamiętam z Gwatemali?

  • Chickenbusy. Autobusy stały się dla mnie największą atrakcją tego kraju – takich jak w Gwatemali nie spotkałem nigdzie indziej! Gwatemalskie autobusy swoją egzotyką i dzikością zawstydzają nawet te z Indonezji. Potraktujemy je jeszcze w osobnym tekście.
  • Przygoda u gwatemalskiej rodziny. Wielkanoc spędzaliśmy w Gwatemali i koniecznie chcieliśmy obejrzeć procesję w mieście Antigua. Ogarnięcie noclegu w sensownej cenie graniczyło z cudem, bo w tym czasie do miasta przyjeżdża pół świata. Znaleźliśmy tanią ofertę na Airbnb, ale nie miała żadnych pozytywnych komentarzy. Mimo to zaryzykowaliśmy i… nasza gospodyni nie odpowiadała na żadne wiadomości. Wiedziałem, że Airbnb zwróci nam pieniądze, ale słabo byłoby wylądować w Wielkanoc na ulicy. Poszliśmy jednak pod wskazany adres. Okazało się, że Patricia założyła konto wieki temu i całkowicie o nim zapomniała. Nie otrzymywała żadnych powiadomień i nie miała pojęcia, że ktoś do niej przyjeżdża. Na szczęście znalazł się dla nas wolny pokój i spędziliśmy Wielkanoc u gwatemalskiej rodziny z czterema psami i papugą : )
  • Jezioro Atitlan. Naprawdę piękne. Tutaj też trafiliśmy na ciekawy nocleg z Airbnb. Zatrzymaliśmy się u Tonki – Amerykanina słowackiego pochodzenia. Tonka był wspaniałym hostem. Poznaliśmy u niego świetnych ludzi, raz wybraliśmy się na ciekawą imprezę, innego razu ugotował nam pyszną kolację. Bardzo miłe doświadczenie.
  • Oglądaliśmy ruiny Majów w Tikal. Najlepsze ruiny, jakie widzieliśmy. Umiejscowione w dżungli, pomiędzy egzotycznymi drzewami. Na miejscu byliśmy już o 6 rano, więc spacerując po lesie, nie spotykaliśmy zbyt dużo ludzi. Czułem się trochę jak Indiana Jones, który odkrywa kolejne piramidy i świątynie. Coś pięknego.
  • Uliczne targi i uliczne życie. Uśmiechnięci ludzie. Gdy natrafisz na ulicy na kogoś, kto mówi po angielsku, to możesz być pewien, że do Ciebie zagada. Wypyta: skąd jesteś, co tu robisz i jak Ci się podoba.
  • Wulkan Acatenango. Jedna z lepszych przygód życia. Jeden z lepszych trekkingów. Spanie w namiocie na wysokości 3700 m, oglądanie gwiazd, wybuchającego wulkanu i rozmowy przy ognisku… Cudowna przygoda, której na pewno poświęcę jeszcze osobny wpis.

Po pewnym czasie, zaczęliśmy jednak dostrzegać także wady Gwatemali, które głównie sprowadzają się do… pieniędzy. Zdarzały nam się dni, kiedy naprawdę czuliśmy się zmęczeni tym krajem. Po 3 tygodniach z radością wróciliśmy do Meksyku – niemal celebrowaliśmy przekroczenie granicy. Co się do tego przyczyniło?

  • Drobne kanty. Nie było dnia, żeby ktoś nie próbował nas naciąć na kilka złotych. O jakich oszustwach mowa? A na przykład w sklepie spożywczym źle wydadzą resztę. Albo policzą piwo po jakiejś horrendalnej cenie, licząc na to, że nie zauważysz. I tak na każdym kroku. Ciągle trzeba być czujnym i pilnować się, żeby nie stracić. Nie były to duże sumy, ale nikt nie lubi być frajerem, a poza tym z tych małych sumek każdego dnia uzbiera się dość sporo pieniędzy.
  • Ceny. Ceny w Gwatemali są dużo wyższe niż w Meksyku. Średnio wydawaliśmy tam dziennie o 68 zł więcej niż w Meksyku. Bardzo drogie są tam zakupy w sklepach spożywczych – robienie obiadu/śniadania samemu praktycznie się nie opłaca.
  • Nachalny marketing bezpośredni. Dotyczy to głównie Flores/Tikal. Gdy tylko przyjechaliśmy do hostelu, od razu zaatakował nas właściciel przybytku, próbując wcisnąć różnego rodzaju wycieczki. Czułem się tam jak szmata, z której trzeba wycisnąć jak najwięcej pieniędzy.

Dla mnie to nic nowego, bo tak samo (a nawet dużo gorzej) było w Indiach czy Indonezji. Tutaj Gwatemala mocno ucierpiała, bo porównywaliśmy ją do Meksyku – naszego ukochanego Meksyku, który skradł nasze serce. Aaaah! : )

Oczywiście nie żałuję tej Gwatemali, bo krajobrazy, wulkany i przygody zrekompensowały wszystko. To kraj warty odwiedzenia i myślę, że w kolejnych wpisach sami się przekonacie, jak jest tam pięknie.

https://zyciejestpiekne.eu/wp-content/uploads/michalmaj-03.jpg

Dzięki za przeczytanie wpisu. Będę wdzięczny, jeżeli udostępnisz do innym w social media lub napiszesz poniżej w komentarzach, co o tym myślisz. Twoje zaagnażowanie naprawdę dużo dla mnie znaczy.

Michał Maj podpis

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW