Pierwsze zetknięcie z Indonezją

Czekałem na ten moment. Wreszcie przenosimy się do Indonezji, która mocno mnie zauroczyła. Bo jest to kraj niemożliwy, w którym dzieje się magia. Piękno Azji i obecnie kraj numer jeden, do którego chciałbym wrócić.

Do Indonezji przylecieliśmy z Kuala Lumpur liniami lotniczymi Air Asia. Wylądowaliśmy na lotnisku o północy i zaczęły dziać się rzeczy szalone! Najpierw zetknęliśmy się z klasycznym obrazem wielu azjatyckich lotnisk:

– Taxi! Taxi! Taxi! Taxi!

Jak ujrzą białą twarz, to nie odpuszczą:

– Taxi! Taxi! Taxi! Taxi!

Możesz pokazywać, że nie chcesz, możesz kiwać głową – i tak usłyszysz to miliony razy:

– Mister, need Taxi? Sir, Taxi!

indonezja02

Jak zostałem milionerem

Ominęliśmy całą ferajnę taksiarzy. Potrzebowaliśmy kantor lub bankomat. Na pytanie, gdzie możemy wymienić pieniądze, oficjalna obsługa lotniska w Surabai wskazała nam w tłumie grubego jegomościa z wąsem. Nie uśmiechało mi się wymieniać waluty u jakiegoś Janusza, któremu oczy aż się świeciły, żeby zrobić małą machloję, zanim położy się spać.

Olaliśmy wąsacza i poszliśmy do bankomatu. Włożyłem kartę i wpisałem kwotę do wypłaty: 1 500 000 rupii. Wypłacaliście kiedyś półtora miliona z bankomatu? Ja pierwszy raz. Poczułem się przez moment jak milioner, choć jest to 450 zł. Z wypchanym portfelem wróciliśmy na lotnisko, i nie mając innej możliwości, wzięliśmy tę nieszczęsną taksówkę. W środku nocy nie mieliśmy dużego wyboru.

indonezja

To był dopiero początek przygody, bo nasz kierowca nie ogarniał adresu. Jeździliśmy dobrą godzinę w plątaninie ulic, szukając naszego przybytku. Było mi go szkoda, bo naprawdę się starał… Ciągle czytał z kartki napisany przeze mnie adres i nie mógł trafić. Ostatecznie zapytaliśmy o drogę dwie napotkane dziewczyny, które “wygooglowały” nazwę hotelu i okazało się, że zrobiłem literówkę, spisując ulicę. Jedna niewinna literka, jedna literówka, a godzina jeżdżenia dłużej. Tak, tak, moja wina i bije się w pierś. Szkoda chłopa.

Ostatecznie dotarliśmy pod nasz pensjonat. Mały budynek na dużym, wewnętrznym placu, po którym kręciło się kilka prostytutek. Znów trafiliśmy na nocleg w dzielnicy czerwonych latarni. Ja nie wiem, jak ja znajduję te noclegi!

Zasnęliśmy późno, i jak się okazało, to nie była nasza ostatnia krótka noc. Bo w Indonezji mało się śpi.

https://zyciejestpiekne.eu/wp-content/uploads/michalmaj-03.jpg

Dzięki za przeczytanie wpisu. Będę wdzięczny, jeżeli udostępnisz do innym w social media lub napiszesz poniżej w komentarzach, co o tym myślisz. Twoje zaagnażowanie naprawdę dużo dla mnie znaczy.

Michał Maj podpis

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW