Bliskie spotkanie z naturą
Lubię zwiedzać wielkie miasta i metropolie. Lubię też czasem zajrzeć do jakiegoś muzeum. Ale najwięcej radości daje mi obcowanie z ludźmi i naturą – najczęściej podróżuję właśnie dla tych chwil.
Gdy przed wyjazdem spojrzałem na mapę Meksyku, przy granicy z Gwatemalą zobaczyłem wielką, zieloną plamę. Pomyślałem, że chciałbym tam pojechać. Kiedy dotarliśmy do Palenque, uwinęliśmy się z ruinami i została nam chwila wolego, zacząłem kombinować „jak to zrobić”.
Chciałbym napisać, że była to „wyprawa do dżungli”. Gdybyście zobaczyli zdjęcia, pewnie uwierzylibyście w to i nawet pomyślelibyście: „Ale ten Maju odważny!”. Ale prawda jest inna. Nie wchodziliśmy w głąb prastarego lasu, nie jedliśmy mrówek, nie dźwigaliśmy na plecach całego naszego dobytku i nie nieśliśmy darów dla Indian, aby przyjęli nas do swojego grona.Wierzę, że na takie wyprawy przyjdzie jeszcze czas, natomiast tym razem zadowoliliśmy się kilkugodzinnym trekkingu po rezerwacie. I też było świetnie i było warto!
Naszym przewodnikiem został 60-letni Antonio, który miał niezły ubaw z naszej fascynacji każdym drzewem i każdą gałązką. Chętnie też opowiadał nam wiele rzeczy, choć pojawiła się bariera językowa nie do przejścia. Zarówno Antonio, jak i ja, słabo mówiliśmy po hiszpańsku.
Antonio – jako Maj z wioski Lacanja – znał podstawowe słownictwo. Ja – jako Maj z wioski Kraków – też jeszcze nie wymiatam po hiszpańsku. Udawało nam się jednak jakoś dogadywać podstawowymi zwrotami i nasza „wyprawa do dżungli” była bardzo sympatyczna.
Zostawiam Was z fotkami z rezerwatu. No musicie przyznać, że natura jest szalona, że potrafi takie miejsca stworzyć!
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW