W poszukiwaniu prawdziwej zimy – narty biegowe w Szwajcarii

Niby już wszyscy marzymy o wiośnie, ale jest mi trochę smutno, że od lat w Polsce nie mamy prawdziwej zimy: ze śniegiem, lodem i zaspami. Tęskniłem za takim widokiem, jednak nie sądziłem, że jeszcze w tym roku uda mi się go doświadczyć.

Kilka tygodni temu pisałem o wyjeździe do Walencji, gdzie razem z Toyotą szukałem słońca i ciepła. Tym razem, w podobnym gronie, poszukiwaliśmy zimy – takiej na pełnym wypasie. W tym celu wybraliśmy się do Szwajcarii.

Zaraz po targach motoryzacyjnych wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Gstaad, malowniczej miejscowości oddalonej o ok. 2 godziny drogi od Genewy. Jest to znany ośrodek narciarski w Szwajcarii i jeżeli ktoś chce wyszaleć się na stoku, to jest to dla niego miejsce idealne. Wspinaliśmy się autem coraz wyżej i wyżej. W pewnym momencie nieprzyjemny deszcz zamienił się w śnieg, a po kilkunastu minutach na poboczu pojawiły się zaspy śniegu. Coś wspaniałego!

15

fot. Michał Śliwiński

Pierwszy raz na nartach biegowych

Na nartach zjazdowych śmigam od kilkunastu lat i jakoś kusiło mnie, żeby spróbować czegoś nowego. Zdecydowałem się postawić na narty biegowe, których jeszcze nigdy nie miałem na nogach.

Świetnie się złożyło, bo Michał z naszej ekipy jest licencjonowanym instruktorem narciarstwa biegowego. Wystarczyła godzina, żebym pomykał sobie elegancko po śniegu. Nawet jeden z czytelników zapytał na Instagramie, czy kiedyś jeździłem, bo mam ładną postawę. To chyba najlepszy komplement dla trenera : )

13

Fot. Michał Śliwiński

Co podoba mi się w biegówkach? Nie uwierzycie – medytacja. Wydaje mi się, że jest to sport, w którym bardzo łatwo się zatracić. Posuwasz się do przodu po śniegu, wykonując synchroniczne ruchy (jeżeli robisz się to dobrze, to organizm też mocno się nie męczy). Po pewnym czasie po prostu odpłynąłem gdzieś myślami, co niesamowicie mnie zrelaksowało. Na pewno jeszcze spróbuję biegówek, a może kiedyś nawet wystartuję w Biegu Piastów, kto wie? W końcu za jakiś czas ktoś będzie musiał zastąpić Justynę Kowalczyk!

14

Fot. Michał Śliwiński

10

Fot. Michał Śliwiński

09

Fot. Michał Śliwiński

Fot. Michał Śliwiński

Fot. Michał Śliwiński

Próbuj nowych rzeczy

Biegówki przypomniały mi o jeszcze jednej rzeczy: bardzo dawno nie robiłem niczego nowego. Wspominałem kiedyś o tym, że warto testować, próbować nowych rzeczy. I nie musi to być od razu coś wielkiego – można zacząć od prostych aktywności: iść do pracy inną drogą lub kupić jakiś dziwny owoc, który nie wiadomo nawet, jak zjeść. Gdzieś w toku codziennego życia, pracy i obowiązków znów o tym zapomniałem. Czas więc na zmianę i ponowne eksperymentowanie z nowymi aktywnościami, smakami czy muzyką.

Hybrydowa przygoda

Jak wiecie z kilku poprzednich wpisów, w ostatnim czasie mam okazję zjeżdżać świat na pokładzie hybrydowych samochodów Toyoty. W Gstaad mieliśmy możliwość testowania nowej Toyoty RAV4. Byłem ciekaw, jak silnik hybrydowy 4×4 poradzi sobie w górskich warunkach, ale auto dzielnie wspinało się po wąskich, pełnych serpentyn drogach.

Do tego auto jest niesamowicie pakowne. Jechaliśmy w czterech chłopa, mieliśmy trzy zestawy nart biegowych, ciuchy i masę sprzętu foto-wideo. Krótko mówiąc: obładowani byliśmy jak beduińska eskorta wielbłądów na Saharze, a mimo to jechało się wygodnie i komfortowo.

08

Fot. Michał Śliwiński

06

Fot. Michał Śliwiński

 

Muszę Wam powiedzieć, że Toyota zrobiła mi pozytywne „pranie mózgu”, bardzo dużo się dowiedziałem o hybrydach i szczerze pokochałem te auta. To jedna z ciekawszych, bardziej interesujących współprac blogowych w mojej historii.

Co wspaniałego było w Gstaad oprócz pogody? Fotograficzne towarzystwo. Gdy jadę z ludźmi, którzy zdjęć nie robią, jest to dla mnie sporym problemem. Czasem znajdę jakiś ciekawy kadr i do pełni szczęścia brakuje mi w nim tylko idącego człowieka (w Indiach potrafiłem czekać pół godziny w jednym miejscu, żeby zrobić takie ujęcie). Fotografia to sztuka cierpliwości, a nic tak nie denerwuje, jak ktoś stojący obok i zadający słynne pytanie: „długo jeszcze?” : )

3 Dni? Za mało!

Gstaad dało mi kawałek pięknej zimy, odrobinę przygody i nowej aktywności. Aha, jeszcze najlepszą pizzę, jaką w życiu jadłem – z krewetkami i ananasem! Nigdy nie byłem fanem takich dziwnych połączeń, ale w imię próbowania nowych rzeczy zaryzykowałem – i nie żałuję. Pizza z krewetkami to genialna rzecz.

Przez moment liczyliśmy na to, że nasypie tyle śniegu, że nie będziemy mogli wyjechać z Gstaad. Niestety, nasze nadzieje nie spełniły się i po trzech dniach trzeba było ruszyć dalej. Wyjeżdżając z miasteczka, pomyślałem sobie, że świetnie byłoby pojechać kiedyś do jakiejś małej, alpejskiej wioski, zaszyć się na jakiś czas w drewnianym domku z kominkiem, jeździć na nartach, pić grzane wino i tworzyć…

Może znacie takie miejsca?

02

01

03

16

https://zyciejestpiekne.eu/wp-content/uploads/michalmaj-03.jpg

Dzięki za przeczytanie wpisu. Będę wdzięczny, jeżeli udostępnisz do innym w social media lub napiszesz poniżej w komentarzach, co o tym myślisz. Twoje zaagnażowanie naprawdę dużo dla mnie znaczy.

Michał Maj podpis

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW