Szczyty marzeń
Po górach dużo w życiu się nie uchodziłem. Jedynie te nasze Tatry, które i tak mają swój urok. Mimo to, zawsze lubię wziąć plecak i wyjść gdzieś wysoko. Siąść na skarpie i patrzeć przed siebie. Góry mają jakąś magiczną moc, bo pozwalają szybko wejść w zadumę. Pokazują w prosty sposób, że Świat naprawdę jest niesamowity.
To jest dopiero coś!
W ostatnim czasie było bardzo głośno o zdobyciu Broad Peak przez polską ekipę. Wielkie szczęście, które później przeobraziło się w smutek i żal. Powiem szczerze, że dawno nie związałem się tak mocno z jakimś wydarzeniem. Siedziałem jak na gwoździach i oczekiwałem dobrych wiadomości. Niestety, zakończenie smutne, choć wyczyn przejdzie do historii.
Wyczekując dobrych nowin przeglądałem wszystkie serwisy informacyjne i czytałem. Smutno mi się robiło gdy trafiałem na jakąś dyskusję z serii „po co wchodzić na takie góry”, „niepotrzebne ryzyko”, „śmierć na własne życzenie”. Ja mam chyba naprawdę niepoukładane w mózgu, bo nigdy nie pomyślałbym o tym w takich kategoriach.
Pierwsze co przyszło mi do głowy to: „O, cholera! To jest dopiero coś. Kochać to co się robi tak bardzo, że aż stawia się swoje życie na szali”. Nie wiem co jest w tych górach, ale musi być tam jakaś magia. Nigdy nie byłem na takim szczycie i pewnie prędko nie będę, ale cholera – to musi być jakieś niesamowite uczucie, skoro tacy ludzie wchodzą na wysokie góry, tak dużo ryzykując. I to wchodzą wielokrotnie, chcą więcej, wyżej, dalej. Z jednej strony to przerażające, ale z drugiej strony piękne.
„Po co wchodzić na takie góry?”
A co ma zrobić człowiek jak go tam ciągnie? Co ma zrobić jak nie może usiedzieć w domu, patrzy z tęsknotą na szczyty i marzy, aby to robić? Ma na siłę trzymać się fotela i pilota od telewizora? No przecież tak się nie da. Jak kogoś „nosi” to nie usiedzi i będzie robił swoje. I bardzo dobrze, bo tacy ludzie pchają świat do przodu. Gdyby nie oni to nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach i balibyśmy się ognia, bo on też przecież niebezpieczny.
Blog Tomka Kowalskiego czytałem od ponad 2 lat. Trafiłem szukając informacji o swoim pierwszym maratonie. Wymieniliśmy kilka maili, kilka rozmów, ale nie będę miał już okazji go spotkać. Człowiek inspiracja. Internetowy motywator, którego sukcesy mocno mnie nakręcały do działania. Po tym wydarzeniu postanowiłem, że trzeba się mocniej ruszyć.
Tomek biegał też w rajdach przygodowych i ultra maratonach. Czekając na dobre informacje z Pakistanu wszedłem sobie w Internety i znalazłem najbliższy rajd na dłuższy dystans. Trafiło na „Kierat” w Limanowej na 100 km pod koniec maja. Rzuciłem info na naszą Grupę Ludzi Aktywnych Sportowo informacje o biegu. Kilka minut później dzwoni Andrzej z jamowie.to:
– Ty, stary chcesz naprawdę w tym wystartować? – zapytał.
– No tak, a czemu nie? Trzeba zacząć od siebie wymagać trochę więcej.
– No to lecimy razem – odpowiedział.
No i lecimy. Składki opłacone, termin zaklepany. Po drodze będzie jeszcze maraton krakowski, ale już się doczekać nie mogę. Bo skoro tacy ciekawi ludzie biegają te rajdy to tez musi w nich być coś nieprzeciętnego. Sprawdzę i opowiem Wam pod koniec maja.
Wracając do tematu gór – jeden, krótki filmik, który chyba pokazuje ten urok. Coś w tym jest. Też to kiedyś sprawdzę!
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW