Portugalia — Jedyne takie miejsce w Europie [DUŻO ZDJĘĆ!]
Wrażeniami z Portugalii dzieliłem się już trochę w swoich mediach społecznościowych. Jeżeli jeszcze mnie tam nie śledzisz, to zdecydowanie zapraszam na Instagram, bo większość rzeczy dzieje się obecnie właśnie tam. Społecznościówki mają jednak do siebie to, że wszystko szybko ginie. Nie planowałem robić tego wpisu, ale szkoda mi tracić wspomnienia, myśli i zdjęcia, z których jestem zadowolony, dlatego postanowiłem zebrać portugalskie wrażenia w tym jednym miejscu.
W ostatnim czasie miałem okazję wyjechać do Portugalii w ramach współpracy z ERGO Ubezpieczenia Podróży. Moim zadaniem było przygotowanie krótkiego klipu reklamowego. Kurczę, to był dla mnie bardzo twórczy wyjazd. Mogłem w pełni zatopić się w nagrywanie i robienie zdjęć. Taka forma filmu była w sumie dla mnie czymś zupełnie nowym, więc czułem wenę na ciekawe wyzwanie :)
Jakie spostrzeżenia mam z Portugalii?
Zacznijmy od miast. Porto kontra Lizbona. Dwa największe miasta Portugalii i też najpopularniejsze kierunki dla turystów. Bardzo ciężko mi było nie porównywać tych dwóch miejscowości do siebie. Zwiedzając je, wręcz wyobrażałem sobie ring MMA, w której obie miejscowości… walczą ze sobą. W pierwszej rundzie Porto wygrywa piękną architekturą i mostami. Nie widziałem jak dotąd takiego miasta w Europie.
Natomiast dalej, w kolejnych rundach, takich jak „klimat” i „duch miasta”, Lizbona bije Porto na głowę. Miasto niesamowicie skradło moje serce powiewem wolności, który czułem w powietrzu. Lizbona zaskakiwała. Świetnym momentem było trafienie na przypadkową paradę uliczną. Ludzie śpiewali i tańczyli. Nie wiedziałem czego dotyczy sprawa, ale nie przeszkadzało mi to w dołączeniu do pochodu. Później dowiedziałem się, że w Lizbonie odbywały się obchody miasta i dzielnica Bica, w której akurat byłem, zwyciężyła konkurs. Właśnie w ten sposób mieszkańcy świętowali swój sukces.
View this post on Instagram
Mogę się dalej rozpisywać nad Lizboną, AAALEE nie wierzcie mi! To bardzo subiektywna ocena, na którą wpływ miały czynniki zewnętrzne takie jak np. ilość turystów czy pogoda. Nie wierzcie więc opinii jakiegoś tam typa z Internetu — Jedźcie sprawdzić to sami i zorganizujcie własną federację walk miast.
Takiego noclegu jeszcze nie miałem!
Lizbona zaskoczyła mnie też …pierwszym noclegiem. Przyjechałem do miasta w weekend, w którym Portugalczycy obchodzili przedłużony weekend z powodu jakiegoś swojego święta. Bardzo ciężko było z noclegiem, a że byłem na ostatnią chwilę to wybór był mały. Znalazłem jakiś pokój. Na bookingu wszystko wydawało się ok, ale po wejściu do środka okazało się, że zdjęcia były sprytnie wykadrowane. Obczajcie ten zestaw sanitarny w rogu. No i zapach. Tego zdjęcie nie jest w stanie oddać :)
W ten oto sposób wróciły mi wspomnienia z pierwszych lat podróżowania, gdy spanie w norach było moim standardem. Piękne wspomnienia! :) Do tego taki nocleg sprawiał, że większość czasu spędziłem poza pokojem. Późnym wieczorem siedziałem w jakiejś kawiarence i przedłużałem moment wyjścia spać. A rano wstałem bez większego problemu na wschód słońca. Tak proszę Państwa wynajduje się pozytywy :) Ciekawostka: To był najdroższy i zarazę najgorszy nocleg podczas całej podróży po Portugalii.
W moim sercu jest jednak Atlantyk
Porto czy Lizbona, Lizbona czy Porto… Tak naprawdę głównym królem Portugalii jest dla mnie wybrzeże Atlantyku.
Największa magia zaczęła się dziać właśnie wtedy, gdy wyjechałem samochodem poza miasto. Wyczekiwałem tego momentu. Ruszyłem w poszukiwaniu najpiękniejszego klifu i dzikiej plaży. Nie sądziłem, że wybór będzie tak trudny, bo Portugalia ma kilometry wspaniałego wybrzeża. Zakładałem, że będzie mi trudno znaleźć takie miejsca, a momentami wpadałem w paraliż decyzyjny, gdzie jechać. Nie wiem jak oni to zrobili, że te plaże nie są jeszcze zadeptane przez tłumy ludzi, a plaże nie są obłożone przez wielkie hotele.
Wybrzeże Atlantyku w Portugalii to puste przestrzenie. Miałem kilometry plaż praktycznie dla siebie. Pierwszego dnia mojego samotnego roadtripa wzdłuż Atlantyku upatrzyłem sobie wymarzony klif. Postanowiłem wrócić na niego na zachód słońca. Dotarłem do hotelu, wypakowałem rzeczy, zamówiłem burgera na wynos i pojechałem. Naprawdę piękne miejsce.
Drugim topowym miejscem okazał się opuszczony domek rybacki. Uwielbiam spędzać czas na Google Maps i wyszukiwać właśnie takie nieoczywiste miejsca. Na mapach okolica wydawała się ciekawa, dlatego zaplanowałem uderzyć tam na zachód słońca. Obczajcie jakie klimatyczne miejsce.
W dwa dni przejechałem niespiesznie odcinek z Cabo da Roca, do miasta Peniche. Patrząc po mapie to nie dużo, ale dlatego, że co kilkanaście kilometrów zatrzymywałem się gdzieś, aby przez moment popatrzeć. Nie trzeba było jeździć dalej.
Sam w nowym kraju
Od 2019 r. Nie byłem w żadnym nowym państwie! Podróżowałem sporo, ale zazwyczaj do lokalizacji mi znanych i lubianych. Pozbyłem się potrzeby „zaliczania” kolejnych miejsc na mapie, ale muszę przyznać, że bycie w nowym miejscu wzbudziło sporo ukrytej ciekawości i zacząłem sobie zadawać sporo pytań, w najmniej oczekiwanych momentach np. podczas słuchania radia w trakcie jazdy. Język portugalski — niby jest podobny do hiszpańskiego, a jednak w trakcie słuchania to zupełnie inny świat. Jakby do języka hiszpańskiego dodać polskie „szcz” „żżż”. Trochę tęskniłem za taką ciekawością i nowością.
Druga myśl: Przez lata doświadczeń podróżniczych nie mam wątpliwości, że wolę podróżować z innymi. Dzielenie wrażeń na żywo z kimś obok, jest bardzo potrzebne. Czasem jednak lubię też pojechać w pojedynkę. Wypożyczyć samochód, włączyć ulubiony podcast i jechać przed siebie. Zatrzymywać się tam, gdzie chcę, bo zobaczyłem ładne miejsce. Wrócić do niego na zachód słońca, mając przeczucie, że będzie piękny spektakl świateł. Wszystko po swojemu. Móc przemyśleć niektóre rzeczy i pobyć w miłym towarzystwie — z samym sobą :) Krótko mówiąc: Raz na jakiś czas, w celach terapeutycznych, warto pojechać gdzieś samemu!
Zostawiam na koniec jeszcze kilka zdjęć:
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW