Poznajcie mojego Tatę
Dzisiejszy wpis jest bardzo nietypowy, bo dzisiaj jest Dzień Ojca. Poznajcie więc mojego Tatę i… jego podróże.
Mój Tata regularnie czyta bloga. Marudzi, gdy publikuję rzadziej, i czasem dzwoni, mówiąc, że „dawno nie było wpisu na blogu”. Jestem więc pewien, że zdziwi się, gdy tu wejdzie. Dziś, z okazji Dnia Ojca, postanowiłem złożyć mu życzenia w ten nietypowy sposób.
Otóż, Drodzy Czytelnicy, mój Tata to fanatyk rowerów. Cały dom zawalony rowerami! Oprócz kilku „zwykłych” mamy w kolekcji tandem, monocykl, a nawet bicykl (taki rower z wielkim kołem). Nie ma dnia, żeby nie jeździł na dwóch kółkach.
Razem z kolegami stworzyli sobie konta w serwisie internetowym, gdzie zliczają przejechane kilometry. Ścigają się, kto w danym roku zrobi więcej kilometrów, więc nie ma „wybacz” – nawet w Wigilię trzeba wsiąść na rower i przejechać choćby mały odcinek.
Bo pasja jest w życiu ważna. I tego właśnie byłem w domu uczony – różnego rodzaju wyjazdy i aktywności były bardzo istotne. W dzieciństwie, dzięki rodzicom, jeździłem na obozy żeglarskie czy narciarskie. To były moje pierwsze podróże, które – jak mi się wydaje – mocno wpłynęły, na to, kim teraz jestem i co robię.
Wyprawy rowerowe
Mój Tata też podróżuje i choć nie są to wyprawy do dżungli czy na suche pustynie, to są równie ciekawe. Razem ze znajomymi organizują co jakiś czas wycieczki rowerowe. Jakie najciekawsze projekty zrealizował?
- Przejechanie całego polskiego wybrzeża Bałtyku na rowerze.
- Projekt „ściana wschodnia” – przejazd rowerem z Radzynia Podlaskiego przez wschodnią Polskę, aż do Wilna
- Rowerowy wyjazd do Lwowa.
- Rowerowa podróż po Białorusi śladami A. Mickiewicza.
Rowery to nie wszystko. W 2014 r. wybraliśmy się razem na Mont Blanc. Szczytu wtedy nie zdobyliśmy, ale wyjazd był niezłą przygodą. Muszę przyznać, że Tata zawstydził nas wtedy kondycyjnie. Do obozu na 3200 m dotarł pierwszy, zostawiając nas daleko w tyle : )
Z innych ciekawych akcji, w 2015 r. przebiegł Cracovia Maraton w barwach 42 Do Szczęścia. To było coś wspaniałego, bo mogłem mu pokazać kawałek mojej pasji. Co innego o tym słuchać, a co innego spróbować samemu!
Wpis zakończę pewną anegdotką. Kiedyś, dzień po jednym z maratonów, obudził mnie telefon o 8 rano. Zmęczony odebrałem – bo dzwonił Tata.
– Cześć, jak tam po maratonie? – zapytał.
– No, zmęczony, nogi bolą…
– Ja też trochę zmęczony. Wsiedliśmy na rowery i przejechaliśmy 300 km. W jedną dobę.
Szach-mat! :)
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW