Przeczytane w maju i czerwcu
Bardzo długo nie było cyklu przeczytane / obejrzane. Jakoś tak się składało, że w ostatnim czasie trafiałem na słabe książki i filmy. No po prostu posucha w literaturze i filmie.
Zazwyczaj jest tak, że jak wpadnę w wir czytania, to lecę z kilkoma książkami po kolei. W pewnym momencie trafię na coś słabszego i moje zainteresowanie czytaniem spada. W ostatnim czasie czego nie ruszyłem (zarówno z filmów jak i z książek), to nie przekonywało mnie i musiałem zrobić sobie przerwę.
„KROKI W NIEZNANE” – RICHARD BRANSON
Ostatecznie zdecydowałem się wrócić do jednej książki, którą czytałem dwa lata temu i która zainspirowała mnie jak żadna inna. Wspominałem o niej kilka razy na blogu, ale nigdy nie poświęciłem jej więcej miejsca.
„Kroki w nieznane” to autobiografia Richarda Bransona – twórcy marki Virgin, którą możecie kojarzyć z takich firm jak Virgin Airways (linie lotnicze) Virgin Mobile (telefonia komórkowa) czy Virgin Galactics (loty w kosmos). Branson w ciągu kilkudziesięciu lat stworzył kilkaset różnych firm i biznesów, stając się jednym z najbogatszych ludzi na świecie. W swojej książce opowiada o tym, jak krok po kroku udało mu się zdobyć tak duże imperium.
Historię rozpoczyna od swoich pierwszych mikrobiznesów, które robił już za dzieciaka. Momentem przełomowym było stworzenie gazety „Student”. Magazyn powstawał w studenckiej atmosferze, w oparach miękkich narkotyków, z pasją i energią. W książce nie brakuje ciekawych i zabawnych historii. Na przykład w pewnym momencie autor przyznaje, że gdy brakowało rąk do pisania kolejnych artykułów, to razem ze wspólnikiem szli na imprezę, poznawali dziewczyny, które potem ściągali na noc do biura / mieszkania. Rano niczego nieświadome kobiety po prostu musiały siąść do biurka i pisać artykuły.
„Student” był projektem, który być może nie przyniósł wielkich zysków, ale pozwolił Bransonowi zaistnieć i zdobyć cenne kontakty. Dzięki magazynowi „Student” udało mu się zbudować sieć sklepów z płytami CD, a później otworzyć wytwórnię, która wypromowała wielu znanych artystów.
Dlaczego książka tak do mnie trafiła? Bo Branson opowiada w niej, jak z prostego pomysłu można stworzyć biznes. Czytając ją pierwszy raz (ponad 2 lata temu), trzymałem obok notes, w którym zapisywałem wiele różnych idei. Wydaje mi się, że każdy, kto przeczyta tę biografię, dostrzeże, że sam też ma ciekawe pomysły, które można przekuć w biznes, a jedyne, czego mu brakuje, to odwagi.
A tej nie brakowało Bransonowi. Odważnie wchodził w biznesy, często stawiając wszystko na jedną kartę. Ja nie dałbym rady udźwignąć takiego ciężaru i odpowiedzialności. Negocjacje, wielomilionowe kredyty, walka z konkurencją – no po prostu kosmos.
Książkę polecam tym, którzy chcą stworzyć swój biznes, założyć firmę, ale ciągle nie mają odwagi, by zrobić pierwszy krok w nieznane. Śmieszne historie i ciekawe anegdoty dodają otuchy. Po lekturze człowiek wie, że może wszystko.
„BROAD PEAK. NIEBO I PIEKŁO” – BARTEK DOBROCH I PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI
Tę książkę w zasadzie nadal czytam, ale już na tym etapie mogę ją śmiało polecić. To ona przełamała passę słabych książek, na które ostatnio trafiałem.
Wydarzenia na Broad Peak w 2013 r. śledziłem z zapartym tchem. Trzymałem kciuki za naszych himalaistów, którzy walczyli o zdobycie zimą kolejnego ośmiotysięcznika. Udało się. Cała czwórka zdobyła szczyt. W Polsce euforia. Wszystkie media o tym trąbią, ale nikt nie mówi o tym, że jeszcze trzeba zejść. Kilka dni później rozpoczyna się debata, w której każdy Polak nagle zostaje specjalistą od zimowych wypraw na ośmiotysięczniki.
Autorzy książki analizują wydarzenia, jakie miały miejsce w czasie wyprawy na Broad Peak. Przybliżają też biografie zdobywców szczytu i próbują zobrazować to, czym kierowali się, wybierając się na Broad Peak. Nie oceniają, tylko pokazują, czym może być pasja i jak silny może być człowiek.
Dla mnie himalaiści, którzy decydują się na zdobywanie takich gór zimą to najsilniejsi ludzie na ziemi. Nie potrafię sobie wyobrazić, ile trzeba mieć w sobie energii i mocy, by pomimo ekstremalnego zimna i chłodu iść w górę jak czołg. Rok temu wchodziłem na Mont Blanc i było ciężko. A przecież to było lato i marne 4000 m. Ponad 8000 m? Zimą? Przecież to niemożliwe.
Bardzo spodobał mi się opis Adama Bieleckiego, który przybliżył warunki działalności górskiej w Karakorum zimą:
„Nie można sobie tego wyobrazić. Bo jak wyobrazić sobie temperaturę odczuwalną -60 czy -70 stopni? Nie mamy skali, nie mamy do czego się odnieść. Jeden z dziennikarzy próbował sobie kiedyś to wyobrazić, mówiąc, że to jakby wsadzić człowieka do chłodni przemysłowej i postawić turbinę silnika odrzutowego – czy to byłoby to? Nie. Musiałoby to wszystko zostać zrobione w komorze hibernetycznej przy ciśnieniu obniżonym o dwie trzecie. Musieliby cię tam zamknąć i wyrzucić klucz.”
Tym cytatem kończę i wracam do czytania, bo to naprawdę dobra lektura.
A Wy czytaliście ostatnio coś godnego uwagi? A może oglądaliście jakiś dobry film? Mimo że są prawie wakacje, to jednak czasem chciałoby się obejrzeć lub poczytać coś ciekawego.
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW