Kilka dni temu, ktoś w komentarzach napisał, że na blogu nie ma relacji Z Czarnobyla. Faktycznie, pozycja w liście marzeń wykreślona, a na blogu zero wspomnień. Hańba, tym bardziej, że to mój pierwszy cel, które zrealizowałem. Nadrabiam więc dziś fotograficzną relacją z pobytu w zonie. Byłem tam w 2008 r.
Czarnobyl był moją wielką fascynacją. Kiedyś obejrzałem jakiś dokument na Discovery i pochłonąłem temat całkowicie. Czytałem wszystko co się dało. Nie było filmu czy relacji w Internecie, której nie widziałem. Sam sporządziłem mapę Prypeci i zacząłem zastanawiać się nad wyjazdem.
Byłem bliski organizowania wyjazdu na własną rękę, przy ukraińskie biuro jednak pojawiła się polska firma organizująca takie wyjazdy. Ze względu na atrakcyjną cenę zdecydowałem się pojechać i w ten sposób spełniłem swoje pierwsze marzenie z listy.
Pod zdjęciami – kilka kwestii organizacyjnych, związanych z wyjazdem.
Zdjęcie po lewej – Sarkofag, który przykrywa gruz po elektrowni. Obecnie budowany jest nowy i chyba niedługo zostanie wymieniony. Po prawej stronie – symbol Prypeci. Diabelski Młyn. Przechadzam się po wesołym miasteczku i obserwuje licznik Geigera, który pokazuje, że promieniowanie nadal jest wysokie. Zmęczony, przysiadam na chwilę na ławeczce.
Samochodziki. Kto z was na takich jeździł w dzieciństwie? Tyle dawało to frajdy i zabawy. W Prypeci już nikt z nich nie skorzysta.
Moim marzeniem było zobaczyć widok opuszczonego miasta z dachu wieżowca. Drogę na górę pokonałem w ekspresowym tempie. Po wejściu na górę zobaczyłem przerażający, a zarazem niesamowity widok. To było naprawdę duże miasto, które z dnia nadzień po prostu musiało przestać istnieć!
Nadal eksploruje bloki. Wchodzę do opuszczonych mieszkań. Większość jest już zniszczona jednak w pewnym momencie odkrywam coś ciekawego. Kto tu mieszkał? Ile miał lat? Robię kilka zdjęć i wychodzę dalej, bo czas w Prypeci mam ograniczony. Opuszczając pokój mam wrażenie, że słyszę piosenkę “I was made for lovin’ you baby You were made for lovin’ me”…
Szkoła. Wchodzę do sali, gdzie na jednym z biurek leży otwarty dziennik ocen. Jeden dzień zmienił wszystko.
Wchodzę do miejscowego hotelu. Mimo, że jestem w podróży to nie zatrzymam się tu dziś na noc. Wchodzę do opuszczonej kuchni. Przez moment mam wrażenie, że słyszę rozmowy kucharek, które w wielkich kotłach przygotowują posiłki dla gości. Ale zaraz, zaraz? Jakich gości?
W miejscowym domu kultury znajduje na ziemi porozrzucane klisze. Ciekawe co zobaczylibyśmy po zrobieniu odbitek?
Wyjeżdżając z Prypeci przejeżdżamy obok czerwonego lasu. Ponoć to tutaj jest największe promieniowanie. Nie wiem czy to prawda, ale ponoć nazwa “Czerwony las” wzięła się właśnie stąd, że zaraz po wybuchu rośliny zmieniły swój kolor. Wyjmuje licznik i dokonuje pomiaru promieniowania. Faktycznie, jest rekordowy. Nigdzie nie “złapałem” takiej dawki.
Po lewej stronie – przedszkole. Po prawej – kot w Czarnobylu. Po opuszczeniu Prypeci oglądamy jeszcze wraki barek, a później jedziemy do samego Czarnobyla, które…jest normalnie zamieszkane przez ludzi. Jest tu hotel i stołówka, gdzie postanawiamy zjeść obiad. W miejscowym sklepie spożywczym kupuje butelkę zimnej Coli i relaksuje się w cieniu. Chwilę później zauważam kota, który chce się ze mną bawić. No kotku, połóż łapkę…
Kilka ciekawostek
Wyjazd kosztował mnie 580 zł (To był 2008r.) Start z Krakowa w czwartek wieczorem, piątek spędzony w Kijowie, sobota rano wyjazd do Czarnobyla. Całodniowy pobyt w zonie i nocny powrót do Polski.
W samej Prypeci mieliśmy 3 godziny wolnego. Mogliśmy chodzić gdzie chcemy. Miało być 4, ale warunkiem było to, żeby nie wchodzić na dachy wieżowców. Wszyscy poszli i dostaliśmy solidny opieprz od Ukraińca, który był naszym przewodnikiem.
Co do promieniowania – wcale nie było takie wysokie. Ok, były miejsca typu Czerwony Las, gdzie faktycznie licznik pikał jak szalony, ale zdarzały się miejsca, gdzie było mniej niż w Krakowie. W żaden sposób tego nie odczułem. Chodząc po zonie czułem się osłabiony, ale było to raczej spowodowane małą imprezą w Kijowie dzień wcześniej i 35 stopniami ciepła : )
Mówiono nam, żeby unikać chodzenia po wysokiej trawie i pijąc wodę, pierwszy łyk zawsze wypluć.
Przy wyjeździe z zony jest się sprawdzonym jaką dawkę się przyjęło i czy wszystko jest ok. Ubrania, które nosiło się w zonie należy wyrzucić.
W zonie przebywa masa ludzi. Grupa osób pracujących przy sarkofagu, jest tez ponad 1000 mieszkańców, którzy zdecydowali się wrócić i żyć w zamkniętej strefie.
W Czarnobylu funkcjonuje hotel, działa straż pożarna, jest też cerkiew czy sklep spożywczy. Jedzenie w stołówce przygotowywane jest na miejscu z produktów kupowanych w Kijowie (podobno:>) Całkiem smaczne. Sklep spożywczy bardzo dobrze zaopatrzony.
Jeżeli macie jeszcze jakieś pytania odnośnie Czarnobyla, wyjazdu, zony to walcie śmiało. Byłem parę lat temu, ale temat nadal jest mi bliski.
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW