W kolei transsyberyjskiej
No i stało się. Po kilku dniach w Moskwie nadszedł wymarzony dzień wejścia do wagonu kolei transsyberyjskiej. Spakowaliśmy więc plecaki, zrobiliśmy zakupy żywieniowe i ruszyliśmy przed siebie.
W powietrzu czuć było moc, bo każdy z nas czekał na tą chwilę. Wesoło śpiewaliśmy, tańczyliśmy, aż wreszcie prowadnica otworzyła drzwi wagonu i zaprosiła nas do środka. Pierwsze wrażenie? O jak tu gorąco!
Pociąg stojąc na stacji ma wyłączone wiatraki chłodzące, więc zaraz upociłem się jak świnia. Gdy jednak lokomotywa ruszyła zrobiło się chłodniej i można było normalnie egzystować. Początek w pociągu to “jaranie” się całą sytuacją. Chodziłem po wagonie i oglądałem wszystko co interesujące. Jechaliśmy całą noc, aż dotarliśmy do Kazania.
Kazań!
Co by nie mówić – Kazań też robi wrażenie. Stolica Tatarstanu z takim klimatem bliskiego wschodu. Po całonocnej podróży rozpoczęliśmy intensywnie od zwiedzania miasta. Piękny meczet, ładna architektura miasta… chodziliśmy i chodziliśmy. Niemniej jednak człowiek zmęczony po podróży i widzimy, że każdy z grupy marzy o relaksie i lekkim odpoczynku.
Chwila rozmowy z lokalnymi, którzy nas oprowadzali i zmiana planów – Idziemy nad rzekę! I to najdłuższą w Europie. Jak nas to wszystkich ucieszyło! Mimo, że plaża to zbiór petów zamiast piasku to zabawa była świetna. Całą grupą wbiliśmy do rzeki i chłodziliśmy się długi czas. Ja biłem rekordy nurkowe na odległość, inni się podtapiali itp. Sielanka…
Przyszła jednak pora zakończenia i ponownego zainstalowania się w pociągu. Ta noc miała być jeszcze gorsza, bo jechaliśmy całonocnym do Ekaterynburga, tylko zamiast miejsc do spania wykorzystywaliśmy wagon z miejscami siedzącymi. – Ale co tam! – Pomyślałem – Będzie fajnie!
Marzenie pierwsze: Wychyl głowę i w nic nie uderz…
Większość pewnie wie, a jak nie wie to przypomnę – kilka lat temu stworzyłem sobie listę marzeń, na której spisałem rzeczy, które chciałbym w życiu zrobić. Lista jest regularnie aktualizowana o nowe pozycje, ponieważ mocno się rozpędziłem i każdego roku wykreślam po kilka pozycji.
W te wakacje postanowiłem zrealizować aż 3 potężne marzenia: Wychylić głowę w kolei transsyberyjskiej, odwiedzić jurtę w Mongolii i zjeść miskę ryżu w Chinach. Wszystkie 3 pozycje mogę wykreślić z dumą i radością. Dziś zobaczycie jak wychylałem głowę w pociągu.
Wiecie co? Dla innych to może być pierdoła, jakaś głupota. – O, idiota wymyślił sobie, że wychyli głowę. Do roboty się weź, rodzinę załóż! – może ktoś mówić, ale dla mnie to była wielka rzecz. Pamiętam jak kilka lat temu stworzyłem tą listę. Wszystkie rzeczy wydawały mi się takie nieosiągalne i dalekie.
Stopniowo zacząłem realizować marzenia. Okazało się, że da się! Jak się chce to się da. Realizując kolejne rzeczy zacząłem myśleć kreatywnie. Przykładowo kiedyś myśląc o jeżdżeniu na nartach na Saharze myślałem tylko na poziomie wykupienia wycieczki w biurze podróży”. Dziś znajduje 50 innych pomysłów jak można taki wyjazd zrealizować i nie wydać worka dolarów.
Każda taka chwila realizacji jakiegoś marzenia to ogromne przeżycie. Chodzi nie tyle o sam moment, ale o świadomość, że dałem radę. Kolejna rzecz, którą sobie ubzdurałem, znalazłem determinacje i po prostu zrobiłem to. W takich chwilach wiem, że mogę wszystko!
Poniżej krótki filmik z kolei transsyberyjskiej. Zobaczycie jak zrealizowałem marzenie i jak wygląda pociąg w środku. Taka amatorszczyzna trochę, ale cholera, nie wiem czemu ale przez całe życie mam problem z programy do montażu filmów. Nigdy nie działa mi to dobrze i zawsze coś się musi wysypać. W takich chwilach zawsze powtarzam, że człowiek bez komputerów byłby dużo bardziej szczęśliwy.
Co Można robić w pociągu przez 3 dni?
Wbrew pozorom dużo rzeczy można : D Najdłuższy czas spędzony w pociągu na raz to 3 dni. Tyle zajęło nam dojechanie z Ekaterynburga do Irkucka. Szczerze powiedziawszy nie odczułem jakoś tego czasu. Umysł był nastawiony na takie coś i cieszył się daną chwilą. Bardziej się denerwuje, gdy mam jechać 3 godziny z Krakowa do Warszawy.
Mając niesamowitych ludzi wokół siebie człowiek przestaje patrzeć na zegarek. Jechaliśmy i jechaliśmy. Komórka się rozładowała i nie patrzyłem na zegarek. Nie wiedziałem jaka jest godzina (przejeżdżaliśmy przez kilka stref czasowych), nie wiedziałem jaki dziś dzień tygodnia. Jakie to piękne uczucie, gdy człowiek z nikim nie jest umówiony, nie musi się budzić rano z listą rzeczy do zrobienia, idzie spać, gdy czuje się zmęczony, a budzi gdy ma ochotę. Spróbujcie kiedyś czegoś takiego.
- Przez 3 dni można bardzo dużo rozmawiać. Na tematy błahe i poważne. Z kilkoma osobami rozwikłaliśmy masę nurtujących spraw. To lepsze niż czytanie artykułów i blogów w necie.
- Przez 3 dni można bardzo dużo grać. Nie w takie gry na telefonie czy laptopie, ale takie gry integracyjne z innymi ludźmi. Bardziej wciągające niż Farm Ville i Tibia!
- Przez 3 dni można poznawać nowych ludzi. Zawsze ktoś przyjdzie, zagada, nagle okazuje się, że nie przychodzi z pustymi rękami i za godzinę jesteście kumplami. Efekt tego taki, że idę potem ulicami Irkucka i nagle ktoś trąbi – patrzę a tu Sasza z pociągu pokazuje mi cześć!. Innym razem jedziemy tramwajem i ktoś wchodzi do wagonu. Patrzę, a tu Stas z wagonu obok! Albo lepiej jeszcze lepiej: Idziesz do baru, a tu słyszysz rosyjskie „-Miiszaaaa” – odwracasz się a tu Witalij z Aleksandrem uśmiechają się do Ciebie i już pokazują coś barmanowi. To lepsze niż Facebook!
- Przez 3 dni można czytać książkę. Czytać w spokoju – kartka po kartce, nigdzie się nie spiesząc. To lepsze niż czytanie pdfów!
- Przez 3 dni można stać w oknie i oglądać widoki. Takiej grafiki nie ma żadna gra komputerowa!
Krótko mówiąc: Byłem tak bardzo zajęty w pociągu, że nawet nie miałem za bardzo czasu robić zdjęć.
Gdzie się śpi w trakcie podróży?
Ostatecznie dotarliśmy do Irkucka. tutaj część uczestników poszła kimać do hotelu, a część osób została przydzielona do ludzi mieszkających w Irkucku. Ja zakręciłem się sprytnie, bo trafiłem na Anię – zakręconą dziewczynę studiującą grafikę komputerową.
Lubię takich typ osób. Jej mieszkanie wygrywa w moim rankingu najbardziej kreatywnych miejsc. Ciągle mnie coś zadziwiało. Jadąc marszrutką na jej osiedle w żartach rzuciłem – Ana, mam nadzieję, że masz basen na chacie – szczerze marząc jedynie o prysznicu (wszak 3 dni się nie myłem) i o normalnym jedzeniu (wszak 3 dni zupki chińskie i kanapki z tuńczykiem jadłem).
Jakież było moje zdziwienie gdy weszliśmy do jej domu a tam…basen. Wiecie, taki pompowany, ale dość głęboki. To kocham właśnie w podróżach, że ciągle coś Cię zadziwia. Ana zrobiła nam także najlepszy obiad pod słońcem, wieczorem zrobiła basen party, a rano dostaliśmy najlepsze na świecie śniadanie. W dodatku jej mieszkanie ciągle zadziwiało. Zamiast dzwonka do drzwi – klawisz Enter. Zamiast tradycyjnej spłuczki w łazience – myszka komputerowa. Żeby spuścić trzeba pociągnąć za kabel itp. Właśnie za taką niecodzienność kocham podróże!
Hostelowe klimaty
Nie zawsze jednak jest tak cudownie. W swoim życiu miałem już różne noclegi. Rok temu jadąc do Maroka niemalże tydzień spaliśmy pod gołym niebem, po tym jak Hiszpanie zabawili się w śmierciożerców z Harrego Pottera i spalili nam nasz namiot. Innym razem kimałem w norweskim parku i zostałem obudzony przez jeża. Nie wspominam już o spaniu w samochodzie w USA czy z ćpunami na dworcu w Orlando. To były czasy!
Najczęściej jednak człowiek ląduje w hostelach. Hostele widziałem już różne i Ci którzy podróżują muszą przyznać, że panuje tam specyficzny klimat. Trafia się na przypadkowych ludzi. Najbardziej lubię takie duże hostele, gdzie sypia duża grupa ludzi. Obowiązkowy musi być przyhotelowy bar, gdzie kręci się życie towarzyskie. Co do warunków pokojowych to szału zazwyczaj nie ma, ale jak to mój tata mówi „dopóki szczury Cię nie gryzą to jest dobrze”.
Śpiąc w hostelach zauważyłem, że korzystają z nich zazwyczaj te same osoby. Każdego można zamknąć w pewnym stereotypowym obrazie i Ci którzy korzystają z hostelwoych noclegów, chyba przyznają mi rację.
- Pierwszy typ ludzi: Stacjonarni pijacy. Najczęściej są to osoby starsze, po 40-stce, którzy poczuli drugą młodość, zdali sobie sprawę, że zmarnowali trochę lat życia i chcą to naprawić. Mają trochę więcej pieniędzy, ale brak obeznania, dlatego większość czasu przesiadują w barze, popijają piwo i palą papierosa. Znają wszystkich gości z hostelu, bo zazwyczaj rezerwują go na dłuższy czas. Wszyscy mają ich dosyć, bo ile można siedzieć na dupie i nic nie robić.
- Drugi typ ludzi: Vagabundzi. Ci to dla mnie istna tajemnica. Pojawiają się z nikąd, znikają na cały dzień, a rano nie ma po nich śladu. Zazwyczaj są w podróży dłużej – okrążają Ziemie piąty raz, widzieli już wszystko i nie chce im się rozmawiać na te same tematy z wszystkimi po kolei. Typ płci męskiej ma zazwyczaj długą brodę.
- Trzeci typ ludzi: Francuskie turystyki. Przyjeżdżają z drugiego końca świata, hotel rezerwują jeszcze przed przyjazdem, zostawiają swoje ciężkie walizki, idą do recepcji, dokonują zakupu wszystkich wycieczek i w ten sposób zwiedzają okolice. Za nic na świecie nie zjedzą obiadu w ulicznym barze – ma być czysto i elegancko. Nie wiem czemu, ale jak zazwyczaj trafiam na taką osobę to w ciemno mogę powiedzieć, że to dziewczyny z Francji.
- Czwarty typ ludzi: Imprezowicze. Typ stadny, zazwyczaj w formie 3 facetów z krajów europy zachodniej. Zazwyczaj wstają po obiedzie, jedzą śniadanie, a kolacje zastępują im drinki w barze. Głównym celem wyjazdu jest dobra zabawa w lokalnych klubach i chęć wyrwania jakiejś lokalnej dupy. Niestety tu pojawia się problem – gdzie ją zaprosić na noc jak śpi się w hostelu? Chodzą odstrojeni w piękne koszule, cudownie pachną, ale z drugiej strony mają w dupie higienę i nie jest dla nich problemem zostawienia szczoteczki do zębów włosiem na brudnej szafce w grupowej łazience. Kompendium wiedzy na temat wszystkich dyskotek: Gdzie najlepiej, gdzie najtaniej, gdzie najbliżej.
- Typ czwarty: Lounli planeci. Koniecznie z plecakiem! Koniecznie z przewodnikiem Lonely planet. Za nic na świecie nie wykupią wycieczki, wszędzie sami, chcą zobaczyć wszystko i wydać jak najmniej. Chcą być jak najbliżej kultury danego miejsca dlatego zdecydowanie częściej wybierają lokalną spelunę zamiast hostelowego baru. Wiedza wszystko – gdzie jak dojechać, gdzie co kupić, co zobaczyć, a jak nie wiedzą to mogą szybko odnaleźć w przewodniku. Zjedzą nawet gówno – wystarczy im tylko powiedzieć, że to lokalny i tradycyjny przysmak.
A jakim hostelowym typem jesteś ty? : )
Słowem zakończenia
W sumie powiem Wam szczerze, że nie wiem po co ta wstawka o hotelach teraz. Straszna dygresja się zrobiła. Poniósł mnie pisarski flow i zapomniałem się, dlatego część o Syberii musimy przenieść do kolejnej części wpisu. Na koniec kilka fotek z pociągu transsyberyjskiego, Kazania, Ekaterynburga i Irkucka.
Następny wpis na temat Syberii i Bajkału już za kilka dni, a w nim najpiękniejsze zdjęcia z Rosji, syberyjskie zioła, jedzenie z ogniska i rosyjska Banja.
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW