3 miesiące w podróży – moje szczere przemyślenia po powrocie

Zazwyczaj moje podróże trwały 3-4 tygodnie. Gdy wyjeżdżałem na dłużej, udawałem się raczej w jedno miejsce, np. na 3 miesiące do Bostonu w USA czy na Alaskę. Wiele razy zastanawiałem się, jak wygląda taka dłuższa podróż. W końcu się dowiedziałem.

Do Meksyku i Gwatemali wybraliśmy się na 3 miesiące – okej, bez 2 dni, ale to nie egzamin maturalny, nie trzeba mieć dokładnej liczby punktów ani wpisać się w klucz. Dla mnie to po prostu dużo czasu. To przecież 1/4 roku! Wyjeżdżając, zastanawiałem się, jak spodoba mi się bycie tak długo w drodze. Podczas podróży miałem wiele przemyśleń i teraz, po powrocie, postanowiłem na spokojnie zebrać je w tym wpisie.

Zanim zaczniecie czytać, krótka uwaga: Podczas lektury możecie odnieść wrażenie, że jestem niezadowolony z tej podróży. Nic bardziej mylnego – było genialnie, przeżyłem w cholerę świetnych rzeczy. Dziś chcę jednak skupić się nieco na minusach tego typu wyjazdów, żeby odczarować trochę ten euforyczny stan bycia w dłuższej podróży. No to lecimy.

  1. Życie toczy się w Polsce

Gdy jesteś na długim wyjeździe, omija Cię wiele rzeczy, które dzieją się w Polsce. Zarówno tych dobrych, jak i złych, a będąc daleko od domu, nie masz na nie wpływu. W trakcie naszego wyjazdu zdarzyły się sytuacje, w których oddałbym wiele, aby na ten moment wrócić do kraju.

A z drugiej strony, jakaś cząstka mojego życia nadal toczyła się w Polsce. Tam płaciłem ZUS za firmę, rachunki za mieszkanie, podatki. Właściwie miałem poczucie, że prowadzę dwa życia: jedno w drodze, drugie na miejscu – w Polsce.

  1. Po pewnym czasie trudniej się zachwycić

Kolejna sprawa to zachwyt różnymi rzeczami. Przez pierwsze tygodnie wszystko budziło nasz zachwyt i bardzo nas cieszyło. Właziliśmy do byle atrakcji – bo przecież trzeba ją zobaczyć. Z czasem coraz mniej rzeczy robiło na nas wrażenie. W pewnym momencie (w mieście Oaxaca) włączyło nam się lenistwo i po prostu nie chciało nam się eksplorować miasta. Odwiedziliśmy oczywiście kilka punktów, ale też z przyjemnością leżeliśmy w pokoju, oglądając filmy na komputerze. Wiem, brzmi dziwnie i trudno w to uwierzyć, ale w podróży tyle się dzieje, że czasem ciężko nadążyć. Po pewnym czasie, zaczęliśmy dość restrykcyjnie podchodzić do różnych atrakcji i muzeów. Nie szliśmy w ciemno, tylko sprawdzaliśmy, czy jest to coś dla nas.

Osobną sprawą jest to, że czasem aż trudno przetrawić natłok wrażeń. Dzieje się tak dużo, że nie nadążasz ogarniać wszystkiego. To, co działo się na początku podróży, na Jukatanie, wydaje mi się, jakby było wieki temu…

  1. Potrzeba drobnej rutyny

Wstań rano, umyj zęby. Wyjdź na dwór, wyrzucić śmieci, po drodze spotkaj sąsiada i utnij sobie małą pogawędkę. Potem spacer do piekarni po pieczywo. Następnie pyszne śniadanie i kawa. Mała rutyna, od której uciekałem z Polski, bo byłem nią zmęczony, po pewnym czasie w drodze stała się tym, czego zaczęło mi brakować. Pod koniec wyjazdu tęskniłem za nią i wyobrażałem sobie, jak to będzie, gdy wrócę do Polski: napiję się herbaty z ulubionego kubka, pojadę na zakupy do Biedronki i ugotuję sobie coś samemu, wyjdę na balkon i popatrzę na osiedle itp.

W podróży nie ma rutyny. Jasne, idziemy na śniadanie, potem zwiedzamy, ale generalnie dzieje się dużo i są to bardzo różne rzeczy. Raz wstajesz o 4 rano, bo jedziesz do ruin Tikal, innym razem lenisz się na drewnianym pomoście nad jeziorem Bacalar. Jeszcze innym – przez cały dzień jedziesz gwatemalskim chicken busem i boli Cię dupa od twardych siedzeń.

Krótko mówiąc: Rutyno moja! Ty jesteś jak zdrowie. Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto Cię stracił :)

  1. Niepewność dnia następnego

Nie wiesz, gdzie będziesz jutro, gdzie będziesz za tydzień. Czasem nie wiesz nawet, gdzie skończysz dzień i gdzie zostaniesz na noc, w jakich warunkach będziesz spać. Jako że podróżowaliśmy niskobudżetowo, nasze noclegi nie były raczej wyszukane. Zazwyczaj było z nimi coś nie tak: a to bar naprzeciwko i muzyka do 4 nad ranem, a to wchodzimy do łazienki i na dzień dobry ubijam japonkiem 4 olbrzymie karaluchy (tak wielkich bydlaków nigdy w życiu nie widziałem – bałem się, że mnie porwą i będą żądać okupu od rodziny!). Na ciepłą wodę pod prysznicem nawet nie liczyłem.

1,5 miesiąca takiego życia to świetna przygoda, ale w pewnym momencie zaczęliśmy trochę tęsknić za drobnymi wygodami i… czystością. No ale takie uroki podróżowania :)

  1. Kocham swoje życie w Polsce

Jeszcze jedna ciekawa myśl. Po drodze spotykaliśmy rozmaitych ludzi – zazwyczaj różnych, pozytywnych hipisów. Część z nich była w podróży po kilka miesięcy lub nawet po kilka lat. Jedni w drodze do Kanady czy USA, inni w drodze do Ameryki Południowej. Zauważyłem, że wielu z nich przed czymś ucieka – podróżują, bo nie wiedzą, co dalej począć ze swoim życiem. Ja nie jestem typem uciekiniera.

Prowadzę w Polsce zajebiste życie, które naprawdę bardzo lubię. Mam świetnych znajomych i rodzinę, za którymi tęsknie. Mam pracę, którą lubię i która sprawia mi przyjemność. Czasem potrzebuję odpocząć od tej mojej codzienności, ale po pewnym czasie zaczynam za nią tęsknić.

Czy było warto?

Skoro wypowiadam się tak krytycznie, to pewnie w Twojej głowie pojawia się pytanie: „Czy było warto?”.

Przez te trzy miesiące wydarzyło się dużo. Kąpałem się w jukatańskich cenotach, odkrywałem rytuały religijne Indian Tzotzil, byłem w dżungli, ekspolorowałem ruiny Majów, przeżyłem tygodniową biegunkę w Mexico City.

Pracowałem na zmywaku w reggae barze nad Pacyfikiem, uczyłem się surfingu, wbiłem do paszportu kilka nowych pieczątek, jeździłem szalonymi gwatemalskimi chicken busami, targowałem się z miejscowymi sprzedawcami. Zjadłem kilkadziesiąt tacos i innych miejscowych przysmaków, wbiłem się na wulkan Acatenango, który ma prawie 4000 metrów, obserwowałem erupcje innego wulkanu, zamarzałem w namiocie w nocy przy –2 stopniach, podziwiałem Belize przez szybę autobusu i chillowałem nad pięknym jeziorem Bacalar.

Wypiłem kilka piw z Meksykanami. Już wiem, że uwielbiam quesadillę i tacos. Mniej przepadam za empanadas. Nie przypadła mi do gustu michelada, ale kocham tequillę. Smakował mi pox, choć boli po nim głowa. Poznałem masę świetnych osób i nawet jeżeli to były znajomości przelotne, to warte wymiany rożnych myśli.

Ten wyjazd był wspaniale spędzonym czasem, który dużo wniósł do mojego życia. Bycie w 3-miesięcznej podróży wpisałem kiedyś na moją listę marzeń i teraz był najlepszy moment w moim życiu na taki wyjazd. Marzenie mogę więc wykreślić ze swojej listy. 

To była świetna decyzja!

https://zyciejestpiekne.eu/wp-content/uploads/michalmaj-03.jpg

Dzięki za przeczytanie wpisu. Będę wdzięczny, jeżeli udostępnisz do innym w social media lub napiszesz poniżej w komentarzach, co o tym myślisz. Twoje zaagnażowanie naprawdę dużo dla mnie znaczy.

Michał Maj podpis

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW