Cholera, zapomniałem! Zapomniałem na śmierć wykreślić kolejną pozycję z mojej listy marzeń. Przecież w Tajlandii udało mi się spełnić jedno z nich!
Stali bywalcy na pewno o tym wiedzą, ale ci nowi mogą nie być do końca świadomi, co jest trzonem tego bloga. Otóż kilka lat temu wymyśliłem sobie listę marzeń, na której umieściłem rzeczy, które chcę zrobić w życiu. Od tego czasu skutecznie wykreślam kolejne pozycje, a na blogu zdaję z tego relacje.
Zawodnik, który w poprzednich rundach wygrywał, w pewnym momencie zagapił się i dostał nogą prosto w twarz. Upadł na deski, próbował się podnieść, ale po tym, jak zaczął zataczać się od lewej do prawej, sędzia wykluczył go z walki.
Podczas podróży do Tajlandii chciałem wybrać się na boks tajski. Fanem bijatyk nie jestem, ale jednak taki boks ma coś w sobie. Trochę przypadkiem dotarliśmy do Patong na Pucket. Wiele osób pisało mi, że Pucket jest beznadziejne, brzydkie i że dużo ludzi. Mieli rację. Gdy wysiedliśmy z busa, byliśmy wkurzeni.
– Cholera, nie podoba nam się tu. Może poszukamy jakiegoś autobusu i pojedziemy gdzieś dalej? – zastanawialiśmy się. Okazało się jednak, że jakiś sensowny bus na Kho Samui jest dopiero rano, więc chcąc nie chcąc, postanowiliśmy, że zostajemy. Czas jakoś trzeba było zagospodarować, więc po spacerze i przejażdżce na słoniu wymyśliłem, że trzeba wybrać się na boks, bo nie wiadomo jak będzie z czasem w Bangkoku. A skoro jest tu stadion i walki odbywają się praktycznie codziennie…
Nie jest to tania rzecz. Za bilet wstępu zapłaciłem 150 zł, ale na Bangla Stadium jechałem w pełnym napięciu. W końcu dotarłem. Postanowiłem, że całe wydarzenie przedstawię Wam w reporterskim duchu za pomocą zdjęć, więc zapraszam na fotorelację!
Każda walka rozpoczyna się od rytualnego tańca. Coś dziwnego, o nazwie waikhru. Kiedyś robiono to po to, żeby przedstawić swój region i oddać hołd bogom. Dzisiaj to już bardziej tradycja, choć podobno ten rytuał ma swój drugi sens – rozgrzewka. I faktycznie, zawodnicy przyjmują różne pozy, które w jakiś sposób przygotowują ich do walki.
Słów kilka o samej walce. W niektórych momentach faktycznie było gorąco. Kiedyś zmontuje film i Wam pokażę. Dużo jednak było walki w klinczu i trochę takiej taktyki szachowej. Momentami miałem wrażenie, że walki są celowo przedłużane, żeby wyciągnąć od widzów więcej kasy. Między ławkami przechadzają się bowiem panie i sprzedają przekąski, napoje czy piwko.. Mimo to, było kilka dobrych momentów. Załapałem się też na jeden nokaut, a zawodnicy nie raz leżeli na deskach.
Cechą charakterystyczną Muai Thai jest to, że można używać kopnięć, uderzeń z łokcia i kolan. Nie znam się na sztukach walki, ale wydaje mi się, że trzeba być cholernie czujnym – nokaut, który widziałem, jest tego dowodem. Zawodnik, który w poprzednich rundach wygrywał, w pewnym momencie zagapił się i dostał nogą prosto w twarz. Upadł na deski, próbował się podnieść, ale po tym, jak zaczął zataczać się od lewej do prawej, sędzia wykluczył go z walki.
Drugi pojedynek odbywa się na trybunach. Tajowie w dość ciekawy sposób prowadzą zakłady bukmacherskie. Mimo że siedziałem w samym środku zamieszania, to nie potrafiłem tego ogarnąć.
Kilku kibiców stawało na ławkach i mocno gestykulowało. Pokazywało coś na palcach i krzyczało. I to przez całą walkę, bo okazuje się, że obstawiać można w każdej chwili, nawet jak jeden z zawodników zalewa się już krwią i zwija z bólu. Nie wiem, jak oni tego pilnują, ale po każdej zakończonej walce pieniądze przechodzą z ręki do ręki. Jedni wygrywają, inni przegrywają i mają szanse odkuć się w następnej walce.
Publiczność dość emocjonalnie podchodzi do walk. Po każdym uderzeniu nogą lub kolanem po całej sali rozchodziło się głośno „Łooo”. Gdy jeden z zawodników jechał serią kopnięć, to wyglądało to dość ciekawie i sam zaczynałem dołączać do tłumu.
W czasie tego wieczoru większość walk odbywała się między Tajami. To one były najbardziej emocjonujące. Walczył też jeden Rosjanin, który jednak dostał solidny łomot, a walka Amerykanina z Australijczykiem została zbojkotowana przez Tajów, którzy wyśmiali zawodników i wyszli ze stadionu przed rozpoczęciem drugiej rundy : )
Jeden ze zwycięzców. Jego walka najbardziej mi się podobała, była chyba najbardziej emocjonująca i wyrównana. Młodo wygląda, prawda? W ogóle na pierwszą walkę wieczoru wypuścili takich młodych szczurów po 13 lat. Udział takich zawodników nikogo nie dziwi.
Na koniec wręczenie trofeów. Na tym zdjęciu możecie zauważyć jeszcze jedną, typowo tajską rzecz. W tle widać zdjęcie króla i królowej, którzy są przez Tajów bardzo szanowani. Ich podobizny spotykaliśmy na każdym kroku – w sklepach, w autobusach, na ołtarzykach przy autostradach, w restauracjach. Król musi chyba mieć robionych wiele sesji zdjęciowych, bo widziałem go żeglującego, fotografującego, podczas górskich wędrówek, na tronie, na spacerze itp. Ooj , ciekawe te walki. Do hotelu wróciłem jakoś po 1 w nocy. Dobrze jest spełniać swoje marzenia….
Ooj , ciekawe te walki. Do hotelu wróciłem jakoś po 1 w nocy. Dobrze jest spełniać swoje marzenia….
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW