Głód podróży
Jest pewna podróżnicza prawda, która sprawdza się w 100 procentach: Im więcej podróżujesz, tym więcej chcesz jeździć. Im bardziej się „zastajesz”, tym trudniej się wyrwać z domu.
Wspominałem o tym już w pierwszym wpisie z Malezji. Uważam, że podróże powinny być refundowane przez NFZ. Każdy Polak, bez względu na swój poziom cebuli, raz w roku powinien być wysyłany z plecakiem gdzieś na drugi koniec świata. Byłoby u nas wtedy znacznie mniej hejtu i zawiści, a więcej uprzejmości, tolerancji i cieszenia się z małych rzeczy.
Stan zastoju
W poprzednim roku miałem dość sporo problemów. W stosunku do ubiegłych lat w zasadzie przez cały rok mało podróżowałem – ze względu na pracę i inne obowiązki. Obrosłem różnymi sprawami, które mówiły mi, że w tym momencie nie mogę się nigdzie ruszyć. Jeździłem więcej po Polsce, tłumacząc sobie, że Polska jest piękna (bo jest!), ale w praktyce chodziło o to, że jeżdżąc po Polsce, wszędzie miałem dostęp do Internetu i mogłem „być w pracy”. Za granicą nie miałbym takiej 100% pewności.
Październik był trudnym miesiącem. Zdałem sobie sprawę z mojej sytuacji: od kilku lat planuję swoją „karierę” (jak ja nie lubię tego słowa) w taki sposób, żeby móc godzić pracę z podróżami i wymarzonym stylem życia, a wychodzi na to, że jest jeszcze gorzej, niż byłoby na etacie. Dotarło to do mnie jakoś w październiku, więc kupiłem bilety lotnicze na miesięczną podróż, aby odbić sobie za cały rok. Wróciłem lepszym człowiekiem.
Powody, które tworzymy sobie w głowie
Im dłużej trwamy w stagnacji, tym więcej wymyślamy sobie argumentów na „nie”. Tłumaczymy się różnymi obowiązkami, a przecież dobrze wiemy, że wszystko da się poukładać i zorganizować. Utknąłem w lekkiej stagnacji przez kilka miesięcy i naprawdę trudno było mi się wyrwać z jej szponów. Po prostu uważałem, że jestem człowiekiem niezastąpionym i muszę czuwać przy komputerze, bo jeżeli mnie zabraknie, to świat się zawali. Szalone, prawda? Co musi więc przeżywać osoba, która zatrzymała się i stoi przez kilka lat.
Miesiąc w podróży, po Indonezji, Malezji i Singapurze, przyniósł ukojenie. Wróciłem szczęśliwszy i po prostu lepszy. Frustracja i zdenerwowanie, które gromadziły się we mnie przez parę miesięcy, gdzieś uleciały, a w ich miejscu pojawiła się radość i motywacja. Nie pamiętam, kiedy miałem taką energię.
Dzieje się prawdziwa magia, bo pracę, którą normalnie wykonywałem w 10 godzin, teraz robię w 5. Nawet rzeczy, które nie do końca sprawiają mi przyjemność, jakoś idą do przodu, bo wiem, że dzięki nim za moment znów gdzieś pojadę. Jest radość i chęć robienia więcej. Jest motywacja do tego, żeby mieć fajne życie. Reasumując, nie można dopuścić do stanu „zastania” . Trzeba ciągle czuć głód podróży i jeździć, bo to najlepsza inwestycja w siebie samego.
W tym roku będę starał się dużo więcej podróżować – wyjeżdżać choćby na krótko, ale częściej. Kilkumiesięczna przerwa od wyjazdów grozi złym samopoczuciem, spadkiem energii i stagnacją, a nie ma od nich nic gorszego.
Cieszę się, bo nowy rok przywitałem w Czechach, a teraz piszę do Was ze Szwajcarii. Co prawda motywacją wyjazdu nie jest sama podróż, bo przyjechałem odwiedzić Brysię, która wyemigrowała tam na 3 miesiące, ale jednak coś człowiek zobaczy, pozna, przeżyje. Nabierze dystansu do tego całego świata i roli, którą w nim pełni.
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW