Wulkan Bromo – o mój Boże!
Miejscem, które w Indonezji koniecznie chcieliśmy odwiedzić, był wulkan Bromo. Po przylocie do Surabayi postanowiliśmy nie tracić czasu i od razu ruszać do naszego upragnionego celu.
Dotarcie na miejsce proste nie było. Punktem przesiadkowym jest miejscowość Probolinggo, która słynie ze swojego dworca pełnego naganiaczy i kanciarzy.
Mafia turystyczna
Nas też to nie ominęło. Kierowca autobusu wysadził nas na początku miasta, przy biurze podróży swojego kumpla. Wysłuchaliśmy mowy sprzedażowej niczym z soczystej prezentacji MLM, po czym wzięliśmy plecaki i zaczęliśmy iść w stronę dworca. Co jakiś czas pytaliśmy lokalnych, czy jeszcze daleko, i dostawaliśmy informacje, że od 3 km do 0,5 km.
Przy dworcu sytuacja wygląda następująco: do Bromo jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, a jedyna opcja transportu to busy, których cena wymaga negocjacji. Na ławce siedzi dwóch ziomeczków – jeden ze Słowenii, drugi z Tajwanu. Wyczuliśmy z Brysią, że Słoweniec dobrze się czuje w roli negocjatora, dlatego postanowiliśmy odsunąć się na bok, zamówić Nasi Goreng i czekać na rozwój wydarzeń.
Kuchnia indonezyjska
Nasi Goreng, który jest potrawą numer jeden w Indonezji, to nic innego jak smażony ryż. Nie da się tam przyjechać i nie zjeść tego dania. Drugą królową potraw jest Mie Goreng, czyli smażony makaron. Jedna i druga potrawa może zawierać różne dodatki: kurczak, owoce morza, warzywa czy jajko sadzone.
Niektórzy mówią, że kuchnia indonezyjska jest monotonna, ale mi szczerze smakowała. Niemalże codziennie decydowałem się na którąś z tych potraw, bo nawet jeżeli oparta była na tym samym składniku, to jednak potrafiła smakować inaczej. Przez cały pobyt nie znudziło mi się to, choć teraz, po powrocie do Polski, od ryżu odpoczywam.
Pomysł z usunięciem się na chwilę w cień był dobry. Słoweniec wykonał czarną robotę, negocjując sensowne warunki przejazdu. Skończyłem swój obiad za 2 zł, dopiłem kolę i ruszyliśmy pod wulkan Bromo.
Wielka dziura w ziemi
Często zachwycam się krajobrazami. Niejedno w życiu widziałem, ale muszę powiedzieć, że wulkan Bromo wdarł się na moją absolutną top listę krajobrazów. Warto było wstać o 3 w nocy i dymać pod górę, żeby zobaczyć coś takiego:
Sam krater też wygląda nieziemsko. O, „nieziemsko” to jest bardzo dobre słowo. Idąc pod samo serce wulkanu, miałem wrażenie, że jestem na innej planecie. Pył wulkaniczny i pustka wokół. Jedynie galopujący konno miejscowy chłop na horyzoncie i gdzieś po lewej, jadący w kurzu, samochód terenowy przypominają, że jednak nadal stąpamy po naszej planecie.
Pierwszy raz widziałem wulkan na własne oczy i dawno żaden temat mnie tak nie zafascynował. Kurczę, przecież to nie jest normalne, że jest otwór w ziemi, gdzie jest gorąco, do którego jak wpadniesz, to koniec. Chodziłem wokół krateru i czułem dreszczyk emocji. Dodatkowa sprawa to dym, który się z niego wydobywa. Momentami potrafił nieźle przydusić. Nie sądziłem też, że wulkan wydaje dźwięki! Ciągle słychać było takie groźne, niewróżące nic dobrego, ryczenie.
Coś pięknego! Jestem szczerze zachwycony Bromo i jeżeli ktoś z Was będzie kiedyś na Jawie, to koniecznie na wulkan Bromo musi się wybrać.
Bunt białych
Rozpocząłem wpis od transportu, to i transportem zakończyć trzeba. Wróciliśmy z wulkanu dość późno i obawialiśmy się, że zostaniemy w wiosce sami. Byłby to problem, bo powrót w dwie osoby kosztowałby majątek. Doszliśmy jednak do wniosku, że gonić nie będziemy, bo ASAP-y to my mamy w Polsce. Bez pośpiechu dotarliśmy na przystanek, a tam zastajemy… bunt białych.
Siedzi nasz Słoweniec negocjator, Belg, Argentynka i wkurzający Włoch. Argentynka patrzy przed siebie i zaciąga się papierosem, Słoweniec czyta książkę, a Włoch wkurza Belga. Okazuje się, że siedzą tu od półtorej godziny i negocjują cenę. Swoim zachowaniem pokazują busiarzowi, że wcale im na transporcie nie zależy, a busiarz za nic w świecie nie chcę zejść z ceny.
Byliśmy mocną kartą przetargową, bo dwie dodatkowe osoby to lepszy podział kosztów. Bunt jednak przypadł nam do gustu. Wyjąłem więc aparat i postanowiłem w spokoju przejrzeć zdjęcia spod wulkanu.
Bo czasem lepiej poczekać na rozwój wydarzeń.
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW