Wideo sponsorowane: Internetowanie w podróży
Każdy ma co najmniej kilka rzeczy, które go denerwują. Ja też, a jedną z nich są, zostawiane pod zdjęciami z moich podróży, facebookowe komentarze typu: „Zwiedzaj, a nie na fejsbuku siedzisz”.
Tak, jestem uzależniony od Internetu. O Internet oparty jest mój biznes, praca, zainteresowania, blog. Na co dzień spędzam przy komputerze kilkanaście godzin, choć, gdy tylko mogę, odrywam się od biurka i szukam aktywności bez sieci. Biegam, chodzę po górach, podróżuję i strasznie lubię takie odcięcie się od świata. Zdarzają mi się wyjazdy, w czasie których nie używam Internetu w ogóle, ale w większości przypadków co jakiś czas łącze się z siecią, bo po prostu tego chcę, z różnych powodów.
Powiedzieć, że żyję
Po pierwsze, co jakiś czas trzeba odezwać się do rodziny z informacją, że żyję. Wiele osób pyta mnie, jak to możliwe że rodzice akceptują moje numery, autostop i wyjazdy, a sprawa jest prosta – po prostu mi ufają, a ja na bieżąco mówię, gdzie jestem i co robię.
Sprowadza się to do zwykłego maila raz na dwa dni – jestem tu i tu, widziałem to i to, planuję jechać tam i tam. Jeżeli wiem, że przez kilka dni mogę mieć problem z Internetem, to informuję, że jakiś czas mogę być niedostępny.
Raz zdarzyło się, że kolej transsyberyjska mnie pochłonęła, nie było Internetu i rodzice spanikowali. Tata gdzieś znalazł numer do znajomej Rosjanki i dodzwonił się do mnie w Irkucku, ale to wyjątkowy przypadek.Generalnie Internet w podróży może sprawić, że Wasi bliscy przełkną Waszą pasję do podróżowania, jeżeli Wy też będziecie grać fair.
Podróż podrożą, wrażenia wrażeniami, ale jesteśmy tylko ludźmi, a nie maszynami do przeżywania i oglądania. Nie da się „nacieszyć na zapas”
Odetchnąć
Po drugie – czasem człowiek po prostu potrzebuje odrobiny cywilizacji. Ruszasz w powiedzmy miesięczną podróż. Na początku jest szał – wszystko Cię interesuje, wszystkiego chcesz spróbować i jak najwięcej przeżyć. Przychodzi jednak moment, że masz trochę dosyć tej odmiennej kultury i wtedy dobrze jest siąść wieczorem w hamaku, włączyć ten telefon i wrócić na sekundę do swojego świata. Zresztą, pisałem o etapach w podróży. Pamiętacie?
Człowiek nie jest wężem – nie wystarczy mu porządnie się najeść i potem przez miesiąc może nic nie żreć. Podróż podrożą, wrażenia wrażeniami, ale jesteśmy tylko ludźmi, a nie maszynami do przeżywania i oglądania. Nie da się „nacieszyć na zapas”.
Blogować
Skończył się w moim życiu okres, kiedy blog był tylko małą cząstką tego, co robię. To pasja i trochę jakby praca, ale za to bardzo przyjemna. Traktuję bardzo poważnie to, co robię i szanuję swoich czytelników, dlatego nawet będąc w podróży, staram się wrzucić co najmniej jeden wpis w tygodniu. Czasem Was lekko oszukuję i przygotowuję wpisy z wyprzedzeniem. Tak było w Tajlandii, gdy opublikowałem post o filmach, które warto zobaczyć. Tekst napisałem wcześniej, bo wiedziałem, że w czasie wyjazdu nie będzie na to czasu. A później tylko „Opublikuj” i na Facebooka – 5 minut roboty, a tyle radości : )
Podzielić się wrażeniami
Czasem po prostu przychodzi taka chęć wykrzyczenia: „Boże, tu jest cudownie!”. Mamy takie czasy, że dziś krzyczy się w sieci. Nie widzę nic złego w tym, żeby wieczorem, siedząc w knajpce i podsumowując dzień, wrzucić jakieś zdjęcie i podenerwować (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu) tych, co siedzą za biurkami. Sam lubię, jak znajomi coś podsyłają, gdy ja siedzę na dupie w Polsce, bo nakręca mnie to do robienia fajnych rzeczy.
Kiedy przeginamy?
Zobaczcie ten klip powyżej i poznajcie Jose, który tresuje psy wyszukujące sygnał Wi-Fi. Żartobliwe przedstawienie sytuacji, w której ludzie po prostu przeginają. Biję się w pierś, bo kilka razy zdarzyło się, że i mi włączył się taki wewnętrzny pies gończy, który węszył w poszukiwaniu Wi-Fi. Zdarzają się też ludzie, którzy przez pół dnia, co godzinę, wrzucają coś do sieci. Nie jest to zdrowe, nie jest to dobre i faktycznie może to psuć wyjazd.
Nie widzę jednak nic złego w tym, żeby co jakiś czas połączyć się ze światem za pomocą Internetu. Takie mamy czasy, takie mamy możliwości i warto z nich korzystać – ale z głową.
A Wy, korzystacie czy nie?
Post sponsorowany przez T-Mobile.
KOMENTARZE CZYTELNIKÓW